Bez uczuć dobrych i złych
Od incydentu w Boże Narodzenie, kiedy znów podziabałam sobie twarz jest dużo lepiej. Od tamtego czasu nie dotknęłam swojej twarzy. W łazience wykręciłam żarówki. Zostawiłam jedną, prawie nic nie widać i ciężko się przy takim świetle umalować, ale to mi pomogło. Biorę leki, czuję się spokojniejsza. Nic mnie nie denerwuje, niczego się nie boje. Ostatnio próbowałam obejrzeć horror. Nie czułam nawet zdenerwowania. Tak samo jest z radością. tak jakby te wszystkie uczucia były kontrolowane. Nie tylko złe. Jakby były gdzieś zamknięte i mimo, że czasem mam tyle powodów do radości to nie umiem tego szczęścia przeżywać. Może to skutek uboczny leków? Depresja lezy już drugi dzień osowiała. Jest po sterylizacji. Szkoda mi jej. Przyzwyczaiłam się do tego, że wszędzie za mną chodzi…Mam nadzieję, że szybko wróci do siebie.
Dzisiaj Maciek stwierdził, że jestem nieobecna i już wolał jak mi odwalało. Poczułam się dziwnie. Ja też wolę czuć wszystko wyraźnie, ale nie miałam już siły. Wszystko to, co robię/robiłam sobie, swojemu ciału powodowało, że nie umiałam funkcjonować i popadałam w coraz większą depresję. Musze brać te leki, nawet kosztem tego, że nie jestem sobą… Wiem, że Maciek lubi moją wybuchowość i temperament. Teraz to powoli znika, a on nie umie ukryci swojego rozczarowania. Czasem prowokuje kłótnie. Sama się dziwię, ale jest mi obojętne to, co on mówi i robi. Kilka tygodni temu z chęcią przywaliłabym mu w pysk za to co usłyszałam dzisiaj. A dziś odwróciłam się na pięcie i poszłam pomiziać Depresję. Był rozczarowany. Chodził po całym pokoju i gadał do siebie. Nawet to było zabawne. Stwierdził, że jak jestem zdiagnozowaną wariatką to nie znaczy, że mogę zostawiać syf w kuchni. Zostawiłam syf bo ugotowałam obiad. Stwierdziłam, że naturalne będzie jeśli on posprząta – taki mały wkład to chyba niezbyt wygórowane wymagania? Sytuacji podobnych jest wiele. Czepia się o stanik na podłodze, niedokręcony sok, nie wyłączony spieniacz do mleka. Z seksem tez jest problem. Nie mam ochoty, jestem obojętna. Jak chce, ok, jak nie chce też ok. Przed chwilą stwierdził, że nie jest nekrofilem i już mnie nie tknie…i poszedł spać. Trochę mi go szkoda, ale naprawdę nie mam ochoty ani na kłótnie, ani na sex. Po prostu nic mi się nie chce…leże, chodzę do pracy, sprzątam, gotuje, słucham muzyki, kiziam swoja kotkę z głupkowatym uśmiechem na twarzy…a co dziwaczne, dobrze mi z tym 🙂 Znoszę wszystko, czuję się stabilna…tego potrzebowałam. Ale wiem, że za jakiś czas zatęsknię za ekspresją i siłą tych wszystkich uczuć, które teraz są gdzieś uśpione. I będę chciała je wypuścić. I nauczę się z nimi żyć, kontrolować je i dawać im upust w odpowiedni sposób.
Dodaj komentarz