czas

22:58
5.02.2020

Tak, moje życie od kilku lat to rzeczywiście taki pełen napięcia i wielkiego wysiłku bieg po rozpadającej się pod stopami ziemi. Mój świat się rozpada. W skali mikro i makro. Jest ostro, a wiem ze to dopiero preludium, bedą umierać kolejni bliscy, odchodzić, będę zapominać ich ton głosu, nie odetchnę już w poczuciu bezpieczeństwa, że czas nie istnieje, lub wręcz przeciwnie, że jest go tak wiele, że może przeciekać między palcami siedząc w ich domach. Moja twarz się rozpada, wiotczeje, zmienia rysy… Do tego polityka, obyczaje nie napawają optymizmem i wiarą w jasną przyszłość.

Dzisiaj znalazłam zdjęcie. Mam na nim jakieś 12 lat.  Jeszcze wszyscy żyli. Ogród słoneczny i młody. Siedzimy na trawniku, bez pośpiechu, książki, gazety, rozmowy. Patrzę na to zdjęcie i myślę: tak, prawie idealnie. Idealnie byłoby, gdyby były również moje dzieci. Intuicja mówi mi, że tej myśli powinnam się chwycić…,  tylko jeszcze nie wiem jak, w jakim sensie. Ale czując to co teraz, wiem co chce dać moim dzieciom – czas na nasycenie się dzieciństwem, doświadczanie. Bez ambicji, bez strachu o przyszłość.  Sama chwytam się rzemiosła, kilka razy w miesiącu. Wróciła mi nareszcie zdolność czytania. Praca w zespole. Doświadczanie daje mi jakiś kontakt ze sobą, i przywraca poczucie spójności. Chwile szczęścia.

Gdyby jezcze zima zechciała być zimą….

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz