Czuje się świetnie
Jest mi dobrze, jestem uskrzydlony. Nie wiem dokładnie jak wyobrazam sobie przyszłośc, ale gnebienie i docinki mojej zony staly sie dla mnie mniej wazne. Czuje sie troche jak nastolatek. Jakbym mogl wszystko. Moze mam kryzys wieku sredniego? Zawsze smialem sie z podstarzalych panow, ktorym latwiej bylo zaimponowac mlodej naiwniej dziewzynie. Czy to takie pojscie na latwizne? Czy dlatego jestem tak podekscytowany i zadowolony? Bo wreszcie ktos zwrocil na mnie uwage, sluchal o czym mowie? Moja zona juz nie slucha. Jestem dla niej nikim. Niczego w zyciu nie osiagnalem i do niczego sie nie nadaje. A dla A. jestem wartosciowy. Gdyby byla starsza tez bylaby mna tak zafascynowana? O co tu chodzi? O zaslepeienie mojej zony czy o rowowe okulary A.? Prawda lezy pewnie po srodku. Ryzykuje i to nie wiem czy potrzebnie. Ale tak dawno nie czulem sie taki beztroski. Moje podkopane przez zone poczucie wlasnej wartosci powoli sie odbudowuje. Jestem cos wart! Nawet grajac na tej nedznej gitarze…
nie wiem, co zrobilbym, gdyby Olka sie dowiedziala. Juz widze ta awanture.