Czy się go boję?
Trudne pytanie, a odpowiedź nie jest jednoznaczna. Nienawidzę go, gardzę nim, czuję się przy nim jak nic nie warta szmata. A czasami potrafię ująć się honorem i patrzeć na siebie mniej krytycznie. Myśl wtedy, że to on jest dnem dna, najgorszym i najpodlejszym człowiekiem jakiego poznałam. Czasami żal mi samej siebie, a czasami myślę, że na to zasłużyłam. Innym razem dochodzę do wniosku, ze nie mam tak najgorzej, bo może faktycznie jestem, tak jak mówi nierobem i „wygodnicką”.
Najprościej byłoby, gdyby pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Ale życie nie rozwiązuje za nas problemów samo. Moja córeczka widzi coraz więcej sytuacji, w których jestem albo upokarzana, albo olewana. Zauważyłam nawet, ze czasem zachowuje się w stosunku do mnie podobnie. Kilka dni temu powiedziała mi, że śmierdzę i jestem brzydka. Wiem, że to w złości, ale tak bardzo przypominało to teksty tatusia. Byłam na nią zła i czułam do niej niechęć. Coraz częściej to widzę, a to przecież tylko małe dziecko i winić mogę samą siebie, że tkwię w tym dalej. Najbardziej przed działaniem powstrzymuje mnie brak pracy. Gdybym tylko miała coś, co zapewni mi stały pieniądz i pozwoli się utrzymać. Ale nie mam. Z tym rokiem wiąże ogromne nadzieje. Wiem, że nie wytrzymam tak dłużej i będę robić wszystko, żeby się wyzwolić. Ostatnio rozmawiałam z mamą. Być może uda mi się pojechać do niej na „wakacje”. Nie wiem, co wtedy z dzieckiem, jak wyglądają formalności jeśli np nie chciałabym tu już wrócić. Może taka ucieczka nie jest szlachetnym i odważnym wyjściem, ale innego na razie nie widzę.
Ogromnie mi przykro. Temat dobrze mi znany… Życzę Ci dużo siły.