Do E.
Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym poszła do psychiatry?
Dlaczego stawiasz mi warunek, że albo to zrobię, albo odchodzisz?
Aż tak bardzo nie pasuje ci darmowy seks z dziewczyną, którą na dodatek kochasz? Już ci mówiłam, że nie będę ci się więcej zwierzać, bo to moje zwierzenia doprowadzają do tego, że się złościsz, unosisz na mnie, przejmujesz. Mogę być z tym sama bez tych krótkich przerywników, gdy nawarstwia mi się, a ty usilnie chcesz wiedzieć jak się czuję i wtedy to wszystko ze mnie uchodzi jak powietrze z balona. Tylko że mnie to pomaga. Wygadam się, wypłaczę, a na następny dzień mam świeżą i lżejszą głowę, jestem zmotywowana do działania, jestem skłonna coś robić ku zmianie. Ale nie muszę tego robić. Może być ładnie i pięknie, mogę wszystko zamiatać pod dywan.
Widzisz, tak jak ty uważasz, że ja nie chcę tak naprawdę zmiany, że tkwię w tym wszystkim, tak ja myślę, że ty nie chcesz zmiany pod innym względem. Chciałbyś ze mną mieszkać, ale nie czynisz nic w tym kierunku. Nie chcesz być lepszym współlokatorem, a więc widzieć więcej co się dzieje w mieszkaniu i reagować. Wprowadzać lepszych nawyków, nie nawet dla mnie, a dla samego siebie. Narzekasz na to, że przytyles, że nie możesz na siebie patrzeć. Dostajesz co miesiąc napływ gotówki. Weź kurwa kup sobie jakiś żel do twarzy, pójdź raz w tygodniu na siłownię. Nie. Nie zrobisz tego. Nie chcesz zmiany. Rodzice cię wykorzystują jak marionetkę, którą można postawić to tu, to tam. Brakuje ci asertywności, i nie umiesz zawalczyć o siebie. Ja to wszystko widzę. Dotyka mnie to tak samo jak ciebie to, że się zwierzam i że wtedy się dowiadujesz jak to wygląda gdy nie ma cię w pobliżu. Więc jakim prawem to ty dajesz mi ultimatum psychiatra albo odchodzę?
Nadal czuję tą presję że robię to dla ciebie, czego byś nie powiedział, jak bardzo nie chciał mojego dobra. Ja myślę że tak naprawdę, może nieświadomie, chcesz też swojego. No dobrze, pójdę do psychiatry, może nawet będę brać leki, ale co jak będę miała dół, spadek, co jak znowu coś się zadzieje? Co mi wtedy powiesz? Nie wysłuchasz mnie, tylko może powiesz „opowiedz o tym na najbliższym spotkaniu z psychiatrą / tudzież psychoterapeutą”? „Daj mi spokój”? A może jeszcze coś gorszego?
Pójdę tam, i co, nadal będę się z tobą męczyć? Twoje zachowania nakręcają moje.
Nie dotykasz mnie. Potem się dziwisz, że jest posucha w łóżku. A przecież wiesz, że lubię głaskanie, mimo to nie potrafisz mi tego dać. Dlaczego ty nie spróbujesz się zmienić, tylko to ja mam to zrobić? Gdzie jest jakaś cholerna sprawiedliwość? Nie dotykasz mojej twarzy. To nakręca moje negatywne myśli na swój temat. To nakręca całe teorie, że zakochałeś się we mnie, bo nie było nikogo więcej w pobliżu. A mam niezłe ciało, można więc zignorować moją twarz. Inna rzecz: myślę że dobrze wiesz, że mam niskie poczucie wartości, że myślę o sobie że jestem nieinteresująca. Bardzo rzadko pytasz mnie o zdanie w jakiejś sprawie. Nie wnikasz w moje rzeczy, nie zadajesz pytań, co pozwoliłoby mi choć na chwilę poczuć się ciekawą, poczuć się wartą uwagi. Ja robię to wszystko dla Ciebie. Bez wzajemności.
Czasem mówisz, że nie przyjmuję twojej pomocy, że próbowałeś już wszystkiego i nie wiesz już co miałbyś zrobić. Wystarczy kurwa odrobina zrozumienia i trochę inna postawa względem mnie. Nie musisz mi wynajdywać rozwiązań z księżyca. Naprawdę.
Dodaj komentarz