Emocje? A na co to komu?

16:17
8.05.2020

Byłam odludkiem odkąd tylko pamiętam. Już w przedszkolu stroniłam od innych dzieci wybierając zabawę mając za kompana jedynie własną wyobraźnię. Bardzo mi to ciążyło, ale nie potrafiłam inaczej; każda próba zbliżenia się do drugiego człowieka kończyła się zwykle coraz mocniejszym zamknięciem się w sobie.

Teraz pracuję w zakładzie zatrudniającym ponad tysiąc osób i kontakt z ludźmi jest wpisany w zakres moich obowiązków, więc musiałam się jakoś przełamać, żeby się utrzymać. Nie było to łatwe zadanie. Powiem więcej: to było arcytrudne. Z początku byłam przerażona, ale aplikując na to stanowisko wiedziałam, z czym to się wiąże. Jednak potrzebowałam tej pracy i nieśmiałość nie mogła mi w tym przeszkodzić, bo czułabym się ze sobą zwyczajnie obrzydliwie.

Przez te półtora roku przeszłam istny obóz przetrwania i metodą prób i błędów nauczyłam się mniej więcej funkcjonować w korporacyjnym środowisku. Wciąż nie jest idealnie, ale przynajmniej nie spinam się tak mocno, gdy ktoś próbuje mnie zagadać. Mimo wszystko nie czuję się dumna, tylko zawiedziona, bo do tej pory siebie tak naprawdę nie poznałam. Nie wiem, kim jestem, co sobą reprezentuję, jakie są moje wartości… Chwilami nawet czuję, że nie jestem tak naprawdę kobietą. Czuję się jak dziecko we mgle, całkiem zagubione w głębinach swojej podświadomości.

Zdaje się, że jedynym sposobem na to, aby poznać siebie w pełni, jest poznać człowieka, który jest odzwierciedleniem Ciebie samego. Myślałam, że poznałam taką osobę, ale znów się zawiodłam. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, ale nie otrzymuję od niego takiego wsparcia jak na początku. Czuję się tak niedojrzale. Jak mogłam nazwać przyjaźnią znajomość trwającą zaledwie kilka tygodni i to jeszcze z człowiekiem o pięć lat młodszym? To ja powinnam stanowić dla niego wsparcie, on dla mnie już nie musi. Jest jeszcze zbyt zagubiony, poszukujący swojej tożsamości i pomimo, że sama siebie jeszcze poszukuję, nie potrafię odnaleźć odbicia siebie w nim tak jak to czułam w pierwszych dniach. Nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś podobnego i chyba przez falę emocji narobiłam sobie za dużo nadziei. Otwierając się na tego człowieka czułam się swobodnie, nie bałam się, że mnie odrzuci, tylko czułam się dobrze, bo wiedziałam, że to zaakceptuje. Teraz wolałabym się zamknąć i nigdy go nie poznać.

Schemat się powtarza. Jak znajomość nie daje mi tego, czego potrzebuję, gotowa jestem ją wyrzucić jak zwitek papieru do kosza. Teraz nie mogę tego zrobić, bo wiem, że ode mnie zależy jego życie. Już mi powiedział, że gdyby nie ja, dawno już skończyłby ze sobą.

Łatwiej by mi było po prostu nie czuć.

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz