Gdyby nie Kaśka…

00:10
18.03.2019

Ostatnio coś we mnie pękło. Kaśka zna moje wady, wiele razy pomagała mi, kiedy nadchodził kryzys. Potrafiła zachować zimną krew, była rzeczowa, konkretna, nie dawała mi możliwości użalania się nad sobą, a jednocześnie dawała mi ciepło, bliskość i zrozumienie. Pisze jak zniewieściały, ale taka prawda. Też potrzebuję poczucia bezpieczeństwa. Głupio tego wymagać w mojej sytuacji. Zdrajca i egoista. Pamiętam każdego dnia, co zrobiłem. Ostatnie dni były dla mnie kiepskie. Trafiłem do psychiatry na żądanie mojej żony. Ona wie jak mną pokierować, kiedy to się zaczyna dziać, a ja jestem wtedy jej piątym dzieckiem. Nadbagażem i kulą u nogi, zwykłym niewdzięcznikiem. Kryzys wieku średniego? Cholera wie. Dostałem leki. Od razu ulga. Psychoterapia od poniedziałku. Wytrzymałem tym razem długo. Powinienem dziękować za taką żonę.

Nie chce mi się gadać o tym, co było i co mogło spowodować moje załamanie. Niech sobie przeczyta, potem pogadamy. Przynajmniej będzie taniej i szybciej. Nie lubię psychoterapeutów, bo daję się nabrać na tą całą otoczkę życzliwości, zapominając że to biznes i rutyna. Zazwyczaj pomaga, ale jest mały kac moralny, że daję sobą manipulować i łykam wszystkie triki, które de facto prowadzą do mojego wyzdrowienia. Teraz moja obawa jest spora. Dotyczy zdrady. Może mój terapeuta będzie wyznawcą poglądu o wyższości uczciwości nad zdrowym rozsądkiem? Nie chcę mówić o zdradzie. Wyrzuty sumienia są dalej. Chęć ukarania siebie też. Jednak przeważa strach przed utratą tego, co jest dla mnie najważniejsze i czego nie mogę stracić. Czyli przeważa egoizm i chęć uniknięcia konsekwencji?

Kilka dni zwolnienia dobrze mi zrobi. Zaburzenia nasiliły się, gdyby nie Kaśka…

Nie zasługuję na nią. Zasługuję na swoją chorobę i samotną walkę, nie na to, żeby przejęła wszystkie obowiązki i skakała przy mnie jak przy obłożnie chorym. Pomagam, ale co 30 minut moja głowa nie wytrzymuje i zamykam się w łazience. Siedzę tam ze słuchawkami na uszach. Świadomość popełnionych błędów, beznadziejności, taki wewnętrzny konflikt, który każe mi się za wszelką cenę mobilizować i nie dać, za chwile płakać nad porażką, a potem walić się pięściami po głowie ze złości. To nie do opanowania. Gdyby nie Kaśka…

 

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz