Jak ratować córkę? Kobiety mają trudniej…
Opowiedziałam córce historię mojego związku z jej ojcem. Ona nie dostrzega podobieństw. Piotr jest obecny w jej życiu. Płaci alimenty, czasem dzwoni. Ma swoją rodzinę, synów. Córka widzi w nim dobrego człowieka, który popełnił w życiu błąd. darzy go szacunkiem, od zawsze zabiegała o jego uwagę. Prezenty od taty były najwspanialsze, a gdy przyjeżdżał raz na miesiąc, czy dwa, by zabrać ją na lody i pizzę opowiadała mi o tym z wypiekami na twarzy. Czekała na ten czas. Kocha go. Myślę, że na podstawie jego silnego wizerunku wybierać będzie partnerów. Już wybrała. Jej chłopak, kiedy przychodzą na obiad zachowuje się jak Pan: potrafi położyć nogi na stole i masując brzuch stwierdzić, że nie pomoże znosić rzeczy ze stołu, bo bardzo się najadł i nie ma siły. Tupet i bezczelność widziane moimi oczami… Moja córka widzi rozkoszne zachowanie. Słodkie i niewinne. Skacze koło niego, a on zachowuje się jak niewdzięczny niewychowany bachor. Wykorzystując jej uczynność i miłość. Nie wiem jak ją ratować. czy mogę jedynie patrzeć jak się pogrąża i idzie w moje ślady?
Kilka miesięcy temu poznałam mężczyznę. Poznaliśmy się w celu podpisania umów sprzedaży jego nieruchomości. Kawa, drink, kino. Jest miło i przyjemnie. Często ze sobą rozmawiamy. Zastanawiam się na ile kobieta w moim wieku może liczyć na poważny związek. czy nasza znajomość ograniczać się będzie do sporadycznego seksu, wypadu do kina i ciepłych esemesów? Blokuje mnie bardzo obawa, że znów źle wybrałam. I choć jestem teraz silniejsza, mądrzejsza i bardziej doświadczona nie mam pewności jakie ten człowiek ma intencje.
Śmieszne, że córka śmieje się ze mnie i przestrzega. Pyta: Na cholerę Ci stary dziad (ma 53 lata), któremu będziesz pewnie prać gacie i gotować obiadki? Przez prawie 20 lat żyłam sama. Mężczyzn z którymi próbowałam przez ten czas się umawiać było trzech. Nie wyszło. Nie byłam gotowa, bałam się, nie chciałam, żeby córka przywiązała się do kogoś z kim być może i tak mi nie wyjdzie. Poza tym czułam jej olbrzymią niechęć ilekroć próbowałam się związać. Tak jak teraz. Ojcu było wolno wszystko. Był usprawiedliwiany zawsze, natomiast moim obowiązkiem było tworzyć domowe ognisko, być matką i ojcem. Kobiety zawsze mają wyżej podniesioną poprzeczkę. Wystarczyło, że Piotr kupił rękawiczki, córka skakała z radości i nosiła jako ulubione, do zdarcia. Ja mogłam kupić całą torbę oryginalnych rzeczy, poświęcać godziny na rozmowę, angażować się, być na każde zawołanie, a i tak nigdy nie byłam wystarczająco dobra. Piotrowi wolno było wszystko. I tak zostało. Czuję się nieakceptowana. Żałuję swojego poświęcenia, bo przecież i tak nikt go nigdy nie doceni. A teraz kiedy chcę czegoś dla siebie dezaprobata i szyderczy uśmiech córki sprawiają, że przestaję wierzyć, że mogę jeszcze coś mieć z życia. I tak bardzo martwię się o nią…wiem, że jest dorosła, ale to nadal moje dziecko. To zrozumieć może tylko matka.
Dziękuję za wiadomości prywatne i proszę o ponowne udostępnienie na grupie.
Jak córka Cię pyta, na co Ci stary dziad, to Ty zapytaj jej, po co jej taki niewychowany bachor. 😉 Ojciec z doskoku, z prezentami jest super w porównaniu do matki, która jest elementem nudnej codzienności, „zrzędzi”. Jakby z ojcem żyła, to pewnie nie byłaby w nim zakochana. Dobrze, że z nią porozmawiałaś. Jest już dorosła i zrobi jak uważa. Na mnie zawsze działa przestroga rodziców „Zrobisz jak uważasz, my nie będziemy ci układać życia, ale jak schrzanisz sobie życie, to na własne życzenie i nie będziemy mogli nic więcej zrobić”. I coś w stylu, że jak zwiążę się z… Czytaj więcej »
Chciałam tylko dopisać w odpowiedzi na komentarz na grupie, że ja na takie zachowanie (nogi na stole) nie wyrażam zgody. Niestety nie ja wychowywałam tego człowieka. Mogłam mu jedynie zwrócić uwagę i nie dopuścić do takiego zachowania w moim domu. Tyle zrobiłam. Myśle, że nie moja reakcja jest tu problemem, tylko zachowanie i charakter tego mężczyzny. Ja na to nie mam wpływu. Mogę stawiać swoje granice i je stawiam. Chodzi o moją córkę. Ona tego nie widzi, nie rozumie i jest odpowiednikiem młodej mnie. To cholernie bolesne.
To jest okropne. W pewnym momencie nasze dziecko dokonać może wyboru, którym spieprzy spobie życie. Wtracasz się, probujesz odwieść od błędu – wychodzisz na mądrującego starucha i stajesz się wrogiem. Nie robisz nic, przytulasz z podrecznikową akceptacją – patrzysz na nadchodzacą katastrofę i bezradnie obserwujesz jego cierpienie…