Jak wyszlajany pies
Wyszlajany pies. Tak mi sie skojarzylo. Poprzelewałam całą kase ze wszystkich kont, wyplacilam duzą kwotę, poblokowałam karty, wyłączyłam telefon. Dzisiejszy dzien byl tak intensywny, ze nie ma juz sily. Wrocil po 19. Powiedzial przepraszam, poszedł do lazienki, a potem poszedl spac. Raczej chcial isc bo jak sie zorientowalam wypieprzylam go z lozka i kazalam spac w samochodzie. Rozlozyl sobie koc na kanapie w salonie. Dzieci nie wiedza co sie dzieje. Chce mi sie rzygac jak pomysle co mogl robic. Nie odzywam sie do niego. Jak go zobaczylam poczulam ulgę, naprawde wielka. Ale po chwili pomyslalam, że nie pozwole sie upokazac i tak traktowac. Ze dowale mu i zatruje zycie. A jesli nie bedzie chcial sie tlumaczyc? Tym bardziej! Bedziemy zyli obok siebie, a ja sie odchudze i znajde sobie fagasa, ktory lubi podniszczone mamuski. Olac to, zebym tylko mogla pochwalic sie mezowi, ze ktos mnie bzyka… i nie narzeka. Jezu co ja pisze? Tak naprawde jestem zrozpaczona i zalamana tym, ze nie ma potrzeby sie tlumaczyc. Po co wrocil? O co w tym chodzi?? Chcialabym juz wiedziec, ale nie podejde i nie spytam. Nie ma takiej opcji! Niech spi na kanapie, jego obsranych gaci (i cholera wie w jakich jeszcze wydzielinach) tez prac nie bede!Dla mnie to koniec zwiazku. Poczatek bylejakosci i odwlekania decyzji o rozstaniu. Tak bedzie, wiem.
No i co u Ciebie? Jak dzisiaj?
Dalej do dupy, ale już bez histerii. Przyzwyczajam się. Dzieki, że pytasz.
Ale rozstaliście się już na 100 % ?