Jestem prawie całkiem normalnym…świrem
Rano była niezła akcja. Do pracy wpadł kumpel i poprosił mnie o to, żebym zawiózł go szybko do jego mamy, bo wypadł jej dysk i leży kobieta i czeka na pomoc. Nie było dla mnie najmniejszego problemu, ale włączyła mi się „zajawka” na moją 3-kę. No i zanim mama kolego otrzymała pomoc musiała trochę poleżeć między łazienką a korytarzem, bo ja nie mogłem się opanować i uspokoić. Nie byłem ani zdenerwowany, ani nie kierowały mną jakieś skrajne emocje. Po prostu musiałem odbębnić swoje procedury. Szkoda, że nawet w takiej sytuacji nie umiałem się otrząsnąć. No więc kolega czekał przed drzwiami, a ja zamiast wylecieć z kluczykami i ratować jego mamę najpierw 3 razy umyłem ręce, potem wysłałem do siostry 3 smsy z informacją, że zrywam się z pracy (miała do mnie wpaść z koleżanką i mieliśmy iść na kawę i lody), potem 3 razy podniosłem i położyłem plecak przy drzwiach, założyłem skarpetki (na jedną nogę 2, na drugą 1), potem przeliczyłem kilkakrotnie klucze. Wychodząc z klubu stwierdziłem ze nie mogę się do nikgo odezwać w drodze do samochodu, ewentualnie liczba osób do których powiem „hej”, albo cos w tym stylu musi być rowna 3. No i powiedziałem to do 3 osób , a przy samochodzie jedna z dziewczyn krzykneła „czemu uciekasz z pracy?” i wszystko mi pokrzyzowała. Nie mogłem tam jechać. Co by się stało? No najpewniej nic, ale byłem tak nakręcony, że po prostu nie mogłem jechać. W głowie kłębiły mi się mysli, że może jednak te odliczania i wszystkie rytuały coś znaczą? Może mają jakiś wpływ i dlatego, że do tej pory wszystkie wymyslone przez swoja głowę wykonuję i podążam tą drogą ani mnie, ani mojej siostrze nic się nie stało i żyjemy sobie prawie „sielnakowo”.
Kolega już się niecierpliwił, bo wszystko zajęłao mi około 35 minut, a jego mama leżała tam z wypadniętym dyskiem. Mogłem wsiąść do tego auta, zawieźć go i narazić się na „gniew losu” nie dopełniwszy moich zabezpieczających mnie przed nieszczesciem rytuałów. Ale nie wsiadłem. Powiedziałem, że jest mi słabo, że przepraszam. Dałem mu kluczyki i pojechał sam bardzo zdezorientowany i wkurzony. A potem jak przyjechał z kluczami zastał mnie uśmiechnietego na biezni z kientem. Było mi głupio, poczułem się jak oszust, ale co ja miałem mu powiedzieć? Ze nie mogę jechać bo boję się ze jak odezwałem się do 4 a nie 3 osób jakieś nieszczescie na siebie sciągnę?! Poza tym jestem całkiem normalny..
Głupio mi za siebie, „taki duzy chłopak a taki głupi” – mawia moja siostra.