Jestem tak beznadzieja matką, że chce mi się rzygać jak na siebie patrzę
Nie chciałam dzieci, ale kiedy urodziłam syna – zmieniłam zdanie. Ze wszystkich sił zapragnęłam stac się kimś, kto da mu to, czego mnie nikt nie dał. Rzuciłam wszystkie używki i zajęłam się nim. Potem córką. Mąż przyjeżdza co 3-6 tg z Irlandii. Przyjeżdza na kilka dni więc nawet nie mamy czasu się pokłócić. On nie wie jak byc ojcem i mężem ja nie wiem jak być żoną. Miałam stworzyć dzieciakom stabliną rodzinę, ale nie umiem. Nie umiem nie być impulsywna, nie umiem nie przeklinać, nie umiem się nie wkurzyć jak Karol i Julka coś zmajstrują. Karol ma 11 lat, Julka 7.Juz raczej wszystko stracone: eurosieroty i znerwicowana matka. Tak, mają wszystko: ubrania, zabawki, możemy pozwolić sobie dzięki pracy mojego męża na wszystko. Niestety nasza rodzina to jakaś mrzonka. To coś co powinno istnieć i wszyscy chcielibysmy żeby istniało, ale tego nie ma… I nie ma co się oszukiwać. Totalna beznadzieja. Jak skrzywdziłam swoje dzieci. Wszystko nauczyłam się ogarniać sama. Pewnie, że dałam radę. Ale po co?? Dla pieniędzy?? Czy to takie fajne chodzić w modnych markowych ciuchach i udawać, że jest się szcześliwą bo za kilka tg znów na parę dni zobaczy się meżą? Jak jest dłużej niż 5 dni to zaczyna mi przeszkadzać, bo od niego odwykłam. Ani dziećmi nie umie się zająć, ani się do tego nie poczuwa. On wtedy odpoczywa. A ja? Kiedy ja mam odpocząć?
Nienawidzę siebie. Dzisiaj wybuchłam przy Julce. Puściłam taka wiązankę, że na koniec było mi głupio. Kłóciłam się z moją matką przez telefon. Bardzo. Ja nie wiem jak ludzie to robią. Godza wszystko i są szcześliwi. Mają kasę, cudne rodzinki i są wiecznie usmiechnieci. Czy tylko ja jestem takim nieudacznikiem??