Kilka dni przed ślubem
Przygotowania do ślubu… Niepotrzebny rozmach i szopka… Wszystko inaczej niż zrobiłabym teraz… Tydzień przed ślubem matka schlała się tak bardzo, że wylądowała w szpitalu. Nikt dokładnie nie wiedział, co było powodem, dlaczego piła a potem łykała tabletki… Chciała się zabić? Może… Ale bardziej prawdopodobne jest to, że chciała zwrócić na siebie uwagę. Z czasem każdy przejmował się tymi jej akcjami mniej. Kiedy ledwo ją odratowali wylądowała na intensywnej terapii. Nie wiem, czym przejmowałam się bardziej… tym, że może umrzeć, czy tym, że całe przygotowania do ślubu, mój wymarzony i wyśniony dzień szlag przez nią trafi. Przez jej egoizm, przez jej słabą wolę i głupotę. Wyszła ze szpitala 4 dni przed ślubem. Potrzebowałam matki. Byłam podniecona tym dniem, bałam się i czułam, że przestaję być dzieckiem (chociaż przy niej przestałam być dzieckiem dużo wcześniej). Chciałam mieć przy sobie kogoś, kto mnie przytuli i zapewni, że zawsze będzie kochał bezinteresownie i bezdyskusyjnie. Wiedziałam że mój przyszły mąż mnie kocha, byłam tego pewna, ale nie takiej milości mi brakowało. Nie wiem, czy ona kiedykolwiek mnie kochała… Nie wiem, czy potrafi. Jeden dzień przed ślubem usłyszałam, że jestem nic nie wartą szmatą i gdyby mój mąż wiedział o mnie to, co wie ona i zdawał sobie sprawę jakim dnem jestem nigdy by mnie nie chciał. Płakałam i czułam się strasznie. Odechciało mi się ślubu…życia…wszystkiego. A nazajutrz trzeba było się ogarnąć, uśmiechać i próbować zapomnieć.
Dodaj komentarz