kilka pytan do samej siebie
Z serii: dlaczego.
Dlaczego wchodze na durne strony internetowe, zamiast usiasc do pracy? Dlaczego wciaz chce mi sie spac? Dlaczego wkurzam sie na moja corke i meza, choc to dwie najdrozsze mi istoty? Dlaczego kupie sobie potajemnie slodycze i sie obzeram, choc powinnam ograniczyc sie do marchewek i wody? Dlaczego nie robie tego, co dla mnie dobre, nie utrzymuje kontaktow z przyjaciolmi, nie pograzam sie w pracy, nie rozmawiam z bliskimi, nie snuje zadnych refleksji, nie uprawiam sportow? Dlaczego zamiast tego pozwalam, by czas przeciekal mi przez palce? Dlaczego dopiero przed zasnieciem przychodza mysli, ze nie, koniec tego, biore sie w garsc, nie bede tracic wlasnego zycia, przeciez umiem inaczej… I dlaczego kazdy kolejny dzien przynosi rozczarowania i padaja wszystkie moje niby-wielkie postanowienia?
Gdzie sie podziala moja ambicja i pracowitosc, gdzie te wszystkie plany i dazenia do lepszej i fajniejszej siebie? Co musi sie wydarzyc, zebym naprawde sie ocknela i cos zrobila z soba i ze swoim zyciem?
Wstyd to przyznac nawet przed soba sama, ale naprawde czesto dopadaja mnie mysli, ze dobrze by bylo zlapac korone i wreszcie umrzec, skonczyc z tym wszystkim, ale tak, by nie przysparzac cierpien najblizszym. Niech bedzie, ze wirus, nie, ze ja sama.
Cześć, mam bardzo podobnie, spędziłem tak większość życia. Uświadomiłem sobie niedawno, że nikt mnie nie nauczył troski o samego siebie. Nie umiem zadbać nawet o podstawowe rzeczy, takie jak odpowiednia ilość snu. Ciało chciało by spać, ale głowa nie chce. Do tej pory ignorowałem ciało, w zasadzie nawet nie rejestrowałem jego sygnałów. Staram się na siebie patrzeć teraz z troską, jak najbardziej kochający rodzic. W tym momencie tylko ja sam potrafię sobie dać uwagę i wsłuchać się w siebie. To znaczy. na razie próbuję to robić, a jak wyjdzie to zobaczmy.