Kolowrotek
Czytajac wszystkie historie…swoje tez mam wrażenie, ze jazde z nas jest w kolowrotku. Krecimy sie jak pieprzone chomiki. Ale dla xhomikow to rozrywka a my jestesmy uwięzieni w tym kołowrotku. Kiedy dobre chwile trwaja dosc dlugo by sie do nich przyzwyczaic za chwile cos pierdolnie i znow jest zle. Wracamy do punktu wyjscia. Tak jest z kazdym. A tu doskonale to widac. Uśmiechnięci i wyleczeni to mrzonki. Nie ma takich. To wraca. Zawsze i nikt przed tym nie ucieknie. W dupie mam pozytywne pogadanki teraz. Zycie wlasnie takie jest: dobre przeplata sie ze zlym. A dazenie do satysfakcjonujacego zycia, takiej stałej powyzeej normy, do tego glupiego szczescia jest warte tyle, co nic. Czy mam sie zalamac? Nie. Nie chodzi o to ze zycie nie ma sensu. Jedyne co ma sens to akceptacja. Upadles? Ok. Poplacz, wstań i zyj dalej cieszac sie dobrymi chwilami, bo one trwaja krotko. Nie tylko u Ciebie…
Aktualnie leżę w rowie i probuje wstać… Znam mechanizm. Wstanę i znow wejde do mojego kolowrotka.
Po beznadziejnym tygodniu użalania i nienawiści do siebie wsiadam właśnie na kołowrotek
„dazenie do satysfakcjonujacego zycia, takiej stałej powyzeej normy, do tego glupiego szczescia jest warte tyle, co nic” – mimo to ciągle dążę, wydaje mi się, że jak wszystkio zrobię dobrze, nie popełnię błędu, bedę zdrowo jeśc, biegac i odhaczac kolejne pozycje z listy, to na pewno w końcu sie uda…
mnie się coraz mniej chce,… jakby dynamika z czasem spadła, sinusoida miała coraz mniejsza amplitudę… bez większych emocji.
Podobnie. Moja pani psychiatra jakis czas temu powiedziała mi, że w pewnym wieku tak sie po prostu robi…Słabe :/
Zajebiście to napisałaś. To o mnie!!!
Miałem podobne wrażenie, kiedy czytałem.