Lubię się nad sobą użalać nienachalnie
Użalanie przemycam spytnie. Tak, zeby nie budzic niechęci. Ale tu mi wali.
Myślałam, że nie jestem w stanie poczuć się zraniona słowami mojego męża. Myślałam, że slyszalam wszystko.
Sama nie jestem bez winy. Potrafię być wredna, agresywna, bezlitosna i wulgarna. Ale ostatnio nie mam na to siły…
Czuje sie bezradna, niekochana, nierozumiana, niepotrzebna, nieszczęśliwa…
Jestem sama. Sama jak środkowy palec, wystawiony po to, żeby pokazać siłe i niezależność… do którego niestety wszyscy już zdążyli się przyzwyczaić. Jestem fuckiem, który sie wypalił i zapomniał, czemu właściwie nie może dołączyć do swoich ziomków.
Dziś poczułam wstrząs. Zrozumiałam, że decyzja o byciu w zwiazku lib niebyciu, nie zależy od tego, czy kocha się drugą osobę. Zależy przede wszystkim od tego, czy jest się w stanie z nią normalnie funkcjonować, czuć bezpiecznie i dobrze (przynajmniej większość czasu). Ja nie jestem. Kocham, ale wiem, że nie pasujemy do siebie i nasz zwiazek to wybór 2-ki niedopieszczonych przez życie dzieciaków. Z deszczu pod rynnę..
” Powinnaś się zabić, czekam na to…wszystkim byloby bez ciebie lepiej” – tak dziś powiedział. Przełknęłam ślinę, pociągnęlam nosem. Nie ma już żadnej świętości. Wszystkie granice zostały przekroczone….
Zrobię teraz placki. Podam obiad, ogarnę prace, którą wyśmiewa… i co dalej?
Nic.
Ale Ci powiedział…Może jest typem osoby, która mówi innym okropne rzeczy pod wpływem emocji, choć wcale tak nie myśli. Napisałaś, że kochasz. To bardzo ważne, mimo wszystko.