Mąż
Kiedyś przyłapałam męża jak płakał. Nie wiem czy się naćpał, opił, czy po prostu wzruszył. Nie wydarzyło się wtedy nic wyjątkowego. Szlochał mi w ramię tak głośno, że nie wiedziałam jak go uspokoić. Co mu powiedzieć. Bałam się, że obudzi dzieci. Z jednej strony żałowałam go, czułam smutek. A z drugiej tak strasznie wkurzało mnie to, że się nad sobą użala, że miałam ochotę uderzyć go w twarz, żeby się otrząsnął. Patrzyłam na niego z żalem, złością, zażenowaniem. Myślałam : boże, co za zniewieściały nadwrażliwy egoista! I myślałam to ja – chyba największa egocentryczka w Europie. Płakał tak i mówił, że jego życie to porażka. Drugi raz się to nie powtórzyło. Ale pamiętam to dobrze. Bałam się wtedy, że chce odejść. Że zostawi mnie z trójką dzieci, a moje życie rozpadnie się na kawałki. Bałam się, a jednocześnie myślałam, jakby fajnie było mieć stabilną sytuację finansową i nie histeryzować w takich sytuacjach. jakby fajnie było mieć w perspektywie poznanie kogoś innego, kto być może będzie umiał i chciał wzbudzić we mnie uczucie większe niż „lubienie” i reakcje nie ograniczające się do krótkich odpowiedzi. A może ja już nie umiem być kimś innym? Duże prawdopodobieństwo, że to nie wina związku w jakim tkwię…
Dodaj komentarz