Nauka odpuszczania
Jest długi weekend, a ja siedzę w pracy. W biurze cicho, jakby ci, co się ostali, spali równie smacznie jak ci, którzy wybrali nie przychodzić.
Cicho, spokojnie. Idealny moment, żeby coś napisać.
Narzekam czasami na swoją pracę -głównie dlatego, że jestem mocno wystawiona na kontakt z mnóstwem bardziej i mniej obcych ludzi. Nie lubię tego. Nie lubię ludzi. Najchętniej miałabym swój własny gabinet, który dzieliłabym maksymalnie z paroma osobami. Na ten luksus jednak nie mogę sobie pozwolić, ponieważ pracuję na recepcji, a recepcja właśnie od tego jest – od kontaktu z ludźmi. Musiałam więc opracować strategię, która pozwoliłaby mi nie zwariować i dzięki niej w zasadzie piszę z takim spokojem. Nie zawsze towarzyszył mi on tak często jak teraz.
Naukę odpuszczania rozpoczęłam prawie dwa lata temu, kiedy podjęłam terapię. Była to długa i ciężka droga. Musiałam nauczyć się porzucać negatywne i zbędne myśli, a one z kolei nie opuszczały mnie praktycznie ani na krok. Jak nauczyć się czegoś od nowa, będąc dorosłą już kobietą? To dopiero wyzwanie. Szczególnie, że moje środowisko, mój dom nie pozwalał mi na to, abym mogła po prostu być, bez zbędnego rozmyślania nad wszystkim. Nie pozwalało mi wyluzować się, być sobą.
Kiedy myślę, co mogło stać za moim samopoczuciem, widzę przede wszystkim swoją matkę. Matkę, która wracała zapijaczona do domu. Matkę, która nie mając pod kontrolą praktycznie niczego, a jednocześnie pragnąc mieć choć poczucie kontroli, chowała mnie pod kloszem, zatrzymując mnie szantażem i złudzeniem lojalności. Matkę, która potrafiła mnie nazwać szmatą, niczym, gównem, a po chwili zachowywać się jakby nic się nie stało. Widzę w końcu matkę, która będąc kobietą w pełni sił, teraz jest krucha, bezbronna, chora.
Od zawsze chciałam od niej uciec, ale kiedy w końcu odważyłam się na ten krok, wcale nie czułam satysfakcji, tylko ulgę. I poczucie winy. To drugie działało na mnie jak smycz, którym byłam uwiązana przez tyle lat. Trzymałam się toksycznej matki w większości przypadków właśnie przez poczucie winy. Teraz było inaczej, bo wiedziałam, że żeby dokonać jakiejś zmiany, musiałam przerwać schemat.
Po prostu odpuściłam. Nie chciało mi się już walczyć. Zrzuciłam smycz. Czuję się trochę bardziej wolna…
Wolna od przymusu kontaktu z nią. I nieco bardziej wolna od uprzedzeń i niechęci wobec innych, chociaż nad tym muszę jeszcze trochę popracować.
Witaj. Doskonale Cie rozumiem. Dopierk jako dojrzala kobieta „wyswobodziłam” się i zaczęłam żyć. Nie ukrywam. Nie jest tylko pięknie i miło, bo moja przeszlosc ( a dosłownie matka alkoholiczka) czasem daje o sobie znać i jest ciężko. Ale nie tak ciężko, jak kiedyś… Cieszę sie, ze dołączyłaś do naszej małej społeczności. Mam nadzieję, że pisanie w jakiś sposób Ci pomoże. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na dalsze wpisy.