Niedziela, 26.04.2020 Mieszkam w swojej głowie
Znowu kilka dni z rzędu nie dałem rady się zebrać do spisania sobie co u mnie, co we mnie. Marazm, pustka, lęk. Zamknąłem się w swojej głowie i w niej mieszkam. Otoczyłem się murem od świata i ludzi i pomimo tego, że jest mi za tym murem źle i niedobrze, to jednak nie umiem się zza niego wychylić, zobaczyć co jest po drugiej stronie.
Dzisiaj czuję lęk. Nie wiem nawet przed czym. Napięcie i lęk, może przed tym, że już zawsze będzie tak samo, i że nic nie ma sensu. Mam wrażenie, że pogrążam się powoli w pustce bezsensu i bezcelowości. Centymetr po centymetrze. W dół. I w zasadzie nie ma tragedii. Żyję, jem, śpię, odpoczywam. Czasem coś nawet posprzątam. Ale za tym wszystkim stoi gigantyczna, niewyobrażalna pustka. Mnie nie ma. Nie istnieję, nie ma dla mnie celu. Nie mam go sam dla siebie. Nie umiem sobą sterować, nie umiem dbać o siebie, nie umiem siebie kochać. Nawet nienawidzić czy nie lubić siebie nie potrafię.
Nie odbieram od bliskich mi ludzi telefonów, nie chce mi się z nimi rozmawiać, nie szukam z nikim kontaktu. A jednocześnie tego kontaktu z ludźmi potrzebuję. Używam do tego Tindera, bo tam zawsze jest ktoś, kto się mną zainteresuje, odpowie. A ja, jak tylko nasycę swoją potrzebę kontaktu z ludźmi, to się przestaję odzywać, uciekam, z powrotem do środka. Do tak pustego i bezsensownego zamknięcia.
W pracy jakoś leci, życie jakoś płynie, zdrowie nawet nieźle, relacji brak.
Dodaj komentarz