Niespodziewany kontakt

03:20
3.04.2019

Ostatnio partner powiedział mi, że za dużo siedzę z telefonem, choć w sumie trafniejsze określenie to „w telefonie”.

 

Należę do pewnych grup wsparcia, gdzie codziennie przybywają nowe posty. Zaczytuję się, czytam komentarze, ale od niedawna mocno wzrosła we mnie chęć pomocy. Zastanawiam się, czy ta chęć to nie jest trochę ucieczka od siebie samej. Albo jakaś próba znalezienia sensu. Co nie zmienia faktu, że bardzo chciałabym nieść pomoc innym, dzielić się tym co wiem, swoimi doświadczeniami, wiedzą wyniesioną od psychologa, z wielu artykułów w internecie poświęconych psychologii i pracy nad sobą, oraz z własnej refleksji. Dzisiaj przykuł moją uwagę post bardzo młodej osoby. Ta osoba wydawała się jak na swój wiek bardzo inteligentna, samoświadoma i niestety negatywnie doświadczona przez życie. Poczułam potrzebę pomocy. Poczułam potrzebę kontaktu.

 

I zrobiłam coś, czego bym się po sobie nie spodziewała. Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawiałam choćby przez internet z kimś nowym, mam bardzo BARDZO duże opory. A tym razem, jakoś ta motywacja do pomocy, nawet nie tyle pomocy co także poznania tego kogoś, popchnęła mnie i wysłałam wiadomość prywatną, myśląc nawet że to będzie fiasko, że nie odpisze…

 

Ale ta osoba odpisała.

 

Rozmowa była całkiem długa. Nawet podczas niej zdążyłam się kilka razy zaśmiać. Ta osoba nie docenia samej siebie, ma poczucie humoru… Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się czułam. Dobrze. Nerwowo, owszem, ale dobrze. Miałam wrażenie, że nawet trochę złapaliśmy wspólny język…

 

Czuję się dobrze. Czuję się miło. Moja chęć pomocy drugiej osobie, dała mi też coś dobrego. Świat jednak potrafi być piękny.

 

 

Naszła mnie teraz refleksja, która zresztą czasem wraca jak bumerang rozciągnięty mocno w czasie, że od dawna chciałabym, by ktoś zaoferował mi taki rodzaj wsparcia, jaki ja daję innym. Tej osobie dzisiaj, partnerowi… Wyrozumiałość. Rozmowa. Wnikanie, zadawanie odpowiednich pytań. Wsparcie, choćby słowne, ale też samo przybycie jest ważne, sam fakt poświęcenia komuś czasu. Bez nerwów, bez osądzania, próbując zrozumieć… Ale i bycie niezależnie od tego, czy ktoś potrzebuje się wygadać, czy po prostu chciałby mieć z kim popisać coś głupawego… To jest takie pełnoświadome bycie z drugim człowiekiem. Nie udawane. Zaangażowane. O, jak mi tego brakuje…

 

Czy to jest właśnie definicja bycia przyjacielem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz