Niskie poczucie własnej wartości – drastyczne zmiany

21:15
1.12.2018

Żal mi tego, że tak szybko zleciała młodość. Poświęciłam ja na bycie w ciąży, wychowywanie dzieci, trwanie przy facecie, który księciem nie jest. Nie jest zły, ale kiedyś myślałam, że przy mężu kobieta czuje się jak przy przyjacielu-kochanku. A ja czuję się jak matka. Jego i dzieci.

Obsesja na punkcie mojego ciała zaczęła mi się w czasie pierwszej ciąży. Byłam niezłą laską. Nie chciałam tego stracić. Kilkanaście razy dziennie wklepywałam kremy, robiłam masaże, ćwiczyła, byłam na diecie. Potem musiałam leżeć i urosłam jak drożdzóweczka. Przytyłam ze 35 kg. Potem następna ciąża i następna. Cały czas wyszukiwałam w internecie informacji co zrobić, by zapobiec ewentualnym zmianom. Robiłam co mogłam. Nie przyniosło to żadnych efektów, mimo, że polecenia wykonywałam z zapałem olimpijczyka trenującego przed zawodami życia.  Została mi ładna buzia. Chciałam podkreślić to, czym mogłam się jeszcze pochwalić. Schudłam, fakt, ale wyglądałam jak zdezelowany but ze skrzyni pck. No więc uzbierałam na poprawienie uzębienia. Koszt 4 tysiaki + wybielanie 1500. Potem dołączyły usta. Poprawiałam 3 razy. I nos. Na nos wydałam najwięcej. 12 tysięcy. jechałam specjalnie do warszawy, do prywatnej kliniki. Po tym wszystkim nadal nie czułam się sobą. Dzięki za człowieka, który mnie operował. Chyba zobaczył w czym problem i odesłał do psychiatry. Poczułam, jakby wymierzył mi policzek. Znalazłam innego lekarza, w innym mieście, który zdecydował się jeszcze podjąć zadania podniesienia kącików moich ust. Kolejny zabieg i niezadowolenie. Wpadłam w jakiś trans i megadepresję. Ciągle patrzyłam w lustro i byłam załamana. Żałowałam zmian, których dokonałam, całymi dniami płakałam, malowałam się i zmywałam makijaż. Depresja, bulimia, nerwica. Nie umiem nawet nazwać tego, co się ze mną działo. To była abstrakcja. No i przyciśnięta do ściany poszłam po leki. Odpuściło. Potem terapia. Jedna, druga, trzecia. Kilkanaście lat. I za każdym razem uzależnianie się od psychoterapeuty, który sterował mną jak robotem. Brak własnych przemyśleń. Naprowadzana pytaniami zapętlałam się w swoim myśleniu. Dałam się przekonać, że dobrze jest tylko dlatego, bo raz w tygodniu wydaje niezłą sumkę na wałkowanie tego samego. Nawrót, leki, ale bez psychoterapii. Zniechęciłam się bardzo.

Teraz jest lepiej, ale nadal mam ochotę sobie pogadać. Mogę nawet do siebie. Mogę anonimowo do publiczności. Ale nie wrócę na terapię. Radzę sobie sama. Nie mam fioła na punkcie wyglądu. Żal mi tylko, że tak wyglądam. Ni to młoda, ni to stara. Podrasowana, podstarzała, nieakceptująca swojego wieku, „zrobiona” ale chyba niedbale i jakaś taka niedokończona. Nie chcę nic już zmieniać w wyglądzie. Nie zamierzam. Ale żal pozostał. I moralny kac. Cofnęłabym czas.

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz