No i koniec
Jestem wolna. Tyle trwało moje obłędne zakochanie. Niewiele ponad 2 mies. Stałości w uczuciach to nikt mi nie zarzuci…
Skończył się flow i fascynacja, nie mam ochoty już go spotykać ani rozmawiać. To zupełnie nie to. Nie ma erotycznego przyciągania. A myślałam, że to coś ogromnego, niezwykłego, taki game changer. Ja z nim w lesie, ja z nim w górach, ja z nim wszędzie i cały czas. Boże, jakie to było mocne. I tylko dlatego, że dał mi szczególną uwagę. Albo ja tak to widziałam. I oszalałam. Poczułam się jak ktoś wyjątkowy. Byłam jak naćpana.
Łuski opadły. Poważny i mówiący ciągle o sobie. Trochę zarozumiały i przemądrzały. I co najważniejsze: mało mną zainteresowany. Jako kobietą. Niewybaczalne. Po prostu jakaś tam znajoma. Której mógł poopowiadać o SOBIE. Pan sfrustrowany artysta narcyz.
Ale co polewitowałam, to moje. Czułam się piękna, mądra, szczególna. Niezły haj. Mocny, ale krótki.
Dodaj komentarz