Nowy domek?
Dzisiaj dziecko przyniosło mi dwie pały. Moja wina. Nie sprawdziłam lekcji w weekend. Tak bardzo mi się nie chciało. Prosiłam męża. On najwyraźniej zapomniał. Przyszła rycząc i obwiniając winą mnie. „Ty się mną w ogóle nie przejmujesz” – płakała. Przeprosiłam. Nie miałam dobrego usprawiedliwienia. Szczerej odpowiedzi by nie zniosła, choć pewnie kiedyś i tak pozna prawdę. Do czego ja się nadaję? Co powinnam robić? Co dałoby mi satysfakcję? Może nie powinnam wcale się starać? Przyjąć do wiadomości, że popełniłam w życiu błąd wybierając taką drogę i odejść? Zaszyć się gdzieś, celebrować samotność i w najbardziej prosty i egoistyczny sposób umilać sobie życie. Czy tak się da? Czy wtedy byłoby mi dobrze? mogłabym być taką nawiedzoną Beatą Pawlikowską i wznosić się na wyżyny emocjonalne koncentrując nie tylko swoje myśli, ale i działania na sobie samej. Teoretyzowałabym sobie, żyła po to, żeby uszczęśliwiać siebie. A na podróże zarabiałabym sprzedając na giełdzie truskawki (w sezonie letnim) i ziemniaki i rzepę (w zimowym). Ulepiłam sobie domek, wymyśliłam życie…Nie chcę ani domku, ani życia. Ale nie mam sił i inwencji na budowanie nowego.