Paranoja

23:28
24.09.2018

Siostra w kłótni powiedziała mojej matce, to, co wypłakałam, kiedy znalazłyśmy z siostrą moją ukochaną cioteczną babcię martwą w jej domu. Wyraziłam wtedy mój żal, że nie umarła matka, tylko osoba która była mi od niej bliższa, która zawsze wspierała mnie i kochała całym sercem. Na tamtą chwilę tak właśnie czułam. Ciocia całe życie była wykorzystywana przez rodziców, dawała się, zrozumiała wiele dopiero kilka lat przed śmiercią kiedy mogła z bliska obserwowac tą patologię.

Nie chwaliłam się tym, nie mówiłam tego w złości, by robić komukolwiek przykrośc.  W tamtej chwili to ze mnie wypłynęło… Teraz, prawie 2 lata po tym siostra wykrzyczała to matce w kłotni. Matka zadzwoniła do mnie, ja nie zaprzeczałam. Powiedziała mi, że nie ma już córek i też żałuje, że „nie zdechła”. Wiem, że musiało ją to zaboleć. Usłyszec coś takiego od swojego dziecka byłoby dla mnie potężnym ciosem. Największym. Może to okrutne, ale pracowała na to całe lata traktując mnie jak śmiecia, bijąc, upokarzając, wyzywając, mając centralnie w dupie jako człowieka i jako swoje dziecko… traktując nierówno, wymagając zbyt wiele, dając zbyt mało i obarczając winą za swoje niepowodzenia, próby samobójcze, alkoholizm i problemy psychiczne. Nie moją siostrę. MNIE. Nie zamierzam za to przepraszać.  Powiedziała to i rzuciła słuchawką, a ja poczułam się jak ta mała dziewczynka sprzed 25 lat, która poczuła się winna i myślała, że wszystko przez nią. Nie, to nie było przeze mnie. A jak się zaczęło?

Mama dzwoni do mnie codziennie. Ma zwyczaj opowiadania w kółko tego samego. Ma potrzebę wygadania się, nudzi jej się.. Mnie się nie nudzi. Pracy mam dużo, dzieci, dom, szkoła… czasem nie wyrabiam. Tym razem zadzwoniła z płaczem, że mąż mojej siostry znów potraktował ją jak gówno, a ona jest taka dobra bo jak przywiezie jej koszule to mu prasuje itp…Nie chciałam się zagłębiać. Zazwyczaj wyolbrzymia, dopowiada sobie połowę i celowo prowokuje dziwne sytuacje. Wysłuchałam, powiedziałam ,że mi przykro, ale ludzie traktują nas tak, jak sobie na to pozwalamy i zakończyłam rozmowę. Maż mojej siostry nie zrobił mi nigdy żadnej przykrości. Ich kłótnie nie były nigdy w sferze moich zainteresowań. Kłóci się każdy. Ale mama uwielbia sensacje. Od razu dostałam całą relację ich kłótni, tego jak bardzo moja siostra jest z tym człowiekiem biedna i jak fałszywy stosunek ma on do mnie. No trudno. Pomyślałam. Zrobiło mi się przykro, bo nigdy bym nie przypuszczała, że maż siostry ma do mnie „coś”. Czy możliwe że matka chciała nas wszystkich skłócić? Potem prosiła, żebym im tego nie mówiła pod żadnym pozorem. Ale ja tak nie umiem. Powiedziałam, że nie zamierzam zaprzątać sobie tym głowy, dzwonić i robić bezsensowne awantury, ale być może kiedyś przy okazji jak będę znów czuła sympatię od męża siostry…uświadomiona zwrócę mu uwagę, że nie lubię dwulicowości. Bez kłótni, zwykła refleksja…

Skończyłam rozmowę z mamą i za godzinę znów telefon.Zapłakana zaczęła pytać, czemu zadzwoniłam i powiedziałam o tym siostrze. Nic takiego nie miało miejsca. Kompletna paranoja. Zignorowałam. Od razu wyczułam jej stan…to samo co robiła zawsze. Doprowadzała się do jakiejśc schizy, ryczała, chlała, potem łykała prochy, zabijała się… byle na nia zwrócić uwagę, byle zrobić z siebie biedną… a ja kiedyś sie na to nabierałam. Teraz olałam. A rano dostałam kolejny telefon…

To wszystko działo się poza mną…Nie chciałam się w nic mieszać, nie mówiłam rzeczy,których  nie mogłabym powiedzieć wszystkim w twarz. To moja zasada. Nie musze niczego pamiętać, nie musze niczego udawac i pod tym względem nie mam sobie nic do zarzucenia.

Było mi przykro. Nie z powodu matki, bo to na co ją stać znam. Było mi przykro bo poczułam się zdradzona przez siostrę. Czemu chciała powiedzieć mamie to, co powiedziałam tak dawno temu, w tak wielkich emocjach? Przecież jest miedzy nami ok…Chciała zrobić ze mnie jeszcze gorszą córkę niż w oczach moich rodziców byłam? Chciała poczuć się lepsza? Chciała zrobic przykrośc jej czy mnie? Napisałam jej smsa… że jestem zawiedziona i nie rozumiem takiej nielojalności..zadałam pytanie czy nasze relacje byłyby tak dobre także wtedy, gdyby to ona całe życie była tą gorszą…otrzymałam odpowiedz, a potem telefon, który wyjasnił wiele. Matka znów namieszała. Plotki, nuda, chęć bycia w centrum…jej pojebany mózg…nie wiem co… chciała nas skłócić? wątpię…

Szkoda mi jej z jednej strony…jest tak popieprzona, że nie wiem jak ona funkcjonuje…ale nie umiem jej pomóc. Nawet nie będę się już starać… Szkoda tylko, że każdy członek takiej rodziny jak moja jest popieprzony. Taka dysfunkcyjność ma wpływ na wszystkich… Też mogłabym się tłumaczyć, że jestem jebnieta, bo miałam beznadziejny dom. Tak zawsze mówiła moja mama. Ale ona mogła coś z tym zrobić, bo życie toczy się dalej i dla nikogo nie jest usprawiedliwieniem nasza przeszłośc. Chyba tylko psychologa i psychoterapeutę obchodzi jakie mamy usprawiedliwienie na swoje popieprzone zachowania i głupie wybory. Reszta ma to w dupie. I dobrze, niech ma! ja tez mam to w dupie! Nie tłumacze siebie swoim cięzkim dzieciństwem. Jestem świadoma, ale nie zamierzam użalac się nad sobą do końca życia…zwalać winy na rodziców. Moja matka też nie powinna. Powinna była wziąć się w garść (choć nienawidzę tego sformowania), skoncentrować się na swoich dzieciach, na tym, żeby przerwać ten chory łańcuszek złego traktowania a nie myślec ciągle o tym jak została skrzywdzona przez los.  Szkoda, że nie umiała… Jestem jej wdzięczna za jedno…że pokazała mi jak nie należy żyć. A nie umiem darować jej tego, że wszystko co robiła robiła dla siebie.

A teraz cały czas myślę, dokładnie tak, jak kiedy byłam mała, czy znów będzie próbowała się zabić? Czy rano będę miała jeszcze matkę? Czy to byłaby moja wina gdyby coś sobie zrobiła?  Niby dawno za mną, a stary, utrwalony za dziecka mechanizm wciąż działa.