Podsumowanie dnia nr 1
Uznałam, że zrobię sobie mały bilans plusów i minusów przebytego dnia. A czemu by nie. Może coś mi to da, może jak wrócę do tego wpisu za jakiś czas, coś odkryję. Zobaczymy.
Zacznę od minusów, bo o to zawsze łatwiej.
– Nie zdążyłam rano przed pracą zjeść sniadania.
∆ Nie lubię wychodzić bez śniadania. Czuje się słabiej, mam też świadomość jak ważną rolę odgrywa ten posiłek dla organizmu.
– Czułam się źle w pracy. Miałam problemy z koncentracją. Dostawałam zadania, których nie lubię. Robiłam głupie błędy. Kilka razy zapodziałam swój długopis czy nóż. Brygadzista odzywał się do mnie w szorstki niemiły sposób, co dodatkowo wpędziło mnie w dół i poczucie winy, w tamtym momencie już myślałam, że pójdę na zwolnienie i już do tego miejsca nie wrócę.
– Zrobiłam partnerowi obiad niespodziankę, a on akurat w ten dzień musiał pójść na pocztę po przesyłkę… gdy ja czekalam jak głupia odgrzewając co parę minut jedzenie, myśląc że zaraz przyjdzie… (Choć tutaj muszę się postrofować, bo sama byłam sobie winna, że nie powiedziałam mu od razu, że mu coś gotuję specjalnego i żeby nigdzie nie chodził po zajeciach).
– Zjadłam na kolację za dużo pizzy… Mam wyrzuty sumienia. Jak za każdym zresztą razem, kiedy jem z nim pizzę. On zamawia największe, ja jem, bo jest pyszne, a potem się obwiniam. Nie odchudzam się ani nic. Po prostu wiem, że to złe dla mojego organizmu. Z drugiej strony zastanawia mnie, czy nie mam już jakiegoś bzika na tym punkcie, zdrowego odżywiania, czy raczej nie spożywania pewnego rodzaju produktów…
To teraz pozytywy.
– Jakoś godzinę/półtorej przed końcem pracy wpadłam we flow. Szkoda, że tak krótko ono trwało.
– … Ciężko coś znaleźć. Może chmury. Podobały mi się dzisiaj chmury, ciężkie, ciemne, zwiastun deszczu, który jednak nie nadszedł.
– Cieszyłam się też z postępu prac robotniczych na osiedlu. Widać już efekty, i są świetne. Przerobili zwykły trawiasty zaniedbany skwer, położyli chodniki, postawili ławki, jest huśtawka, posadzili krzewy. Jak zrobi się już na dobre ciepło, będzie tu pięknie.
Czas na podsumowanie. Moja refleksja jest taka, że naprawdę mało rzeczy w ciągu dnia mnie cieszy. Może inaczej: mało robię dla siebie. Smaczna herbata, coś słodkiego, masaż głowy podczas mycia włosów, to jednak za mało. Za mało. Za dużo czasu przecieka mi przez palce na niczym.
Czy sens życia to te małe rzeczy? Czy to dla nich warto żyć? Czy jednak dobrze jest mieć jakiś cel i dążyć do niego?…
Niesamowite sa te Twoje wpisy. Cos w nich jest, ale nie umiem tego nazwać. Mysle, że te małe rzeczy tez są w zyciu wazne..i cele tez nie musza być wielkie 🙂