Poniedziałek, 20.04.2020 Smutno-miło mi.

23:25
20.04.2020

Ogarnął mnie dziś smutek. Nie za bardzo jestem w stanie zlokalizować jego źródło. Może to taki smutek za tym co straciłem przez te wszystkie lata życia? Może mi smutno, bo nie wiem co dalej, co z moim życiem. Trochę marazm, ale taki na smutno. Może coraz mocniej zdaję sobie sprawę z tego co jest ze mną nie tak. Ostatnie lata myślałem, że zbudowałem pewność siebie, i że znam swoją wartość. Ale teraz dociera do mnie, że chyba nie, że nie udało mi się to nigdy, przez całe życie. Dlatego każda krytyka tak mnie boli, dlatego tyle rzeczy odbieram tak bardzo osobiście. Dlatego biorę to wszystko do siebie.

Może dlatego, że wiem, że przede mną długa droga, która wcale nie musi zaprowadzić mnie w dobre miejsce. Na końcu której wcale nie musi czekać na mnie szczęście. Mogę w ogóle nigdzie nie dojść. To chyba smutek spowodowany brakiem nadziei. Większość życia miałem nadzieję. Zawsze myślałem, że w końcu spotkam tę jedną, jedyną kobietę, że ktoś mnie pokocha, że znajdę swoich przyjaciół, że życie się ułoży, że poczuję satysfakcję i spełnienie. Byłem przekonany, że to kwestia okoliczności, ludzi, czynników zewnętrznych. Chyba dociera do mnie, że to nie jest kwestia niczego wokół mnie, że to wszystko tak naprawdę kwestia tego co tkwi we mnie w środku. I że właśnie być może nic się już nigdy nie zmieni.

Ale jest mi w tym wszystkim też trochę miło. Troszczę się o samego siebie. Nigdy chyba w życiu nie czułem wcześniej takiej prawdziwej troski. Sam siebie obejmuję i głaszczę się po głowie, i szepcę że niczego nie muszę, że może być tak jak jest, że jest mi siebie szkoda i że żal jest dobry i smutek też. Że wszystkie uczucia są dobre, i że to dobrze, że jakoś powoli, bo powoli, ale zaczynają gdzieś się pojawiać, nieśmiało przychodzić. Że jestem bardziej autentyczny przed sobą. Że nie ukrywam swoich wad, motywacji i intencji. Że jakoś sam dla siebie stałem się bardziej autentyczny. Że nie muszę udawać nic przed sobą, żeby przetrwać.

Praca: bardzo średnio, nie czuję satysfakcji z tego, co się dzisiaj wydarzyło. Wiem, że stać mnie na więcej, ale zero we mnie zaangażowania i motywacji.

Ciało: Chcę dziś pójść wcześniej spać, żeby mieć jutro energię i może jutro uda mi się cieszyć z tego, co zrobiłem w pracy. Może uda się też wypocząć – źle dziś spałem. Oczywiście krótko, ale też wybudzałem się w nocy i przewracałem z boku na bok.

Dom: dzisiaj nie spędziłem całego wieczoru na kanapie. Ogarnąłem kilka rzeczy w domu, wstawiłem pranie, podlałem trawę na tarasie, rozsypałem nawóz i nasiona. Jest czysto i schludnie. Zasnę w świeżej pościeli. Mam nadzieję na dobrą noc, i że jutro też zrobię kilka rzeczy. Staram się myśleć o tym, że jest mi przyjemnie jak mam porządek, i nie mam tu na myśli jechania ze szmatą codziennie po kilka godzin, ale taki podstawowy porządek, gdzie nie zbieram pustych opakowań po czymś na kanapie, albo talerzy na stole, albo pranie nie wisi na suszarce dwóch czy trzech tygodni. Chcę się o siebie zatroszczyć, chcę mieszkać w miłym otoczeniu, które mnie odpręża i relaksuje.

Relacje: Wciąż nie wiem jak je budować i jak je utrzymywać. Wysilam się, wychodzę ze swojej strefy komfortu. W niedzielę zadzwoniła do mnie znajoma, nie mogłem rozmawiać, zapytałem o co chodzi, bo zwykle do mnie nie dzwoni, napisała, że pomyślała o mnie i chciała pogadać. Nawet nie umiałem jej odpisać. Zawsze chcę uciekać od takich rzeczy, przecież w takiej rozmowie trzeba mówić o sobie. A ja nie za bardzo umiem. Zawsze bałem się tego. Że mnie nie ma, że w moim życiu nic się nie dzieje, że nie mam kompletnie o czym mówić. Przypomniało mi się podczas sprzątania wieczorem, że się nie odezwałem, to napisałem do niej, że może się zdzwonimy jutro. Chcę zrobić ten krok. Nawet jak będzie drętwo. Nawet jak będzie dziwnie. Może kiedyś się tego w końcu nauczę.

 

1
Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz
najnowszy najstarszy oceniany
Bridget

Jesteśmy jak lustra. W innych widzimy siebie.