Poraniona
Myślałam, że odcięcie się od mediów społecznościowych w jakiś sposób mi pomoże. Ale chyba to może mieć wręcz odwrotny skutek, nie powinnam się odcinać od ludzi w taki sposób. Wiem, że przez pewien czas to był mój jedyny łącznik ze światem, bo od końcówki września, pomijając dwa wyjścia na siłownię, w ogóle nie było mnie w życiu…
Jestem poraniona przez facetów. Poraniona przez osoby, które nie dawały mi tego czego potrzebowałam, brałam od nich namiastkę bliskości, złudną bliskość, pazurami wydzierałam coś dla siebie, jednocześnie pozwalając się ranić, pozwalając im na rzeczy, które nie pozostały bez wpływu na moją psychikę. Mam bardzo dużo pozostałości po ostatnim związku, które odpalają się w relacjach z innymi, mechanizmów obronnych, flashbacków i skojarzeń, które włączają we mnie panikę, rzucając oskarżenia na obecnych w danym momencie facetów. Brak spokoju, ciągły strach i stres, lęk, zazdrość i chorobliwa tęsknota, bo bliskość, która jest, nie jest bliskością, której pragnę. Oczekuję od facetów tego, czego nie są w stanie mi dać. Powielam schematy, wyłapując miliony wspólnych cech obecnych i byłego, i mimo tych łopoczących jak huragan czerwonych – już nie flag, a całych banerów – idąc w to głębiej, chcąc budować coś z kimś, kto wygląda niemal identycznie jak eks. Przymykanie oka na wady, bo coś poczułam… bo te małe rzeczy, małe momenty…
Ostatnio stabilizację w uczuciach miałam ponad dwa lata temu. Dla mnie to szmat czasu. Dwa lata męczarni, stresu, żałosnego wołania o miłość, o czułość, bliskość, dotyk.
Seks z osobami, których twarz została ze mną tylko na noc lub dwie.
To wszystko nie pozostaje bez wpływu na psychikę.
Pytania: czy faktycznie widzę czerwone łopoczące flagi, czy to tylko mi się wydaje? Chaos w głowie, brak jasności, przejrzystości, niepewność jak jest naprawdę, a co mi się tylko roi i wydaje. Czy gdy on mówi to i to, mogę mu wierzyć, czy poddawać w wątpliwość. Czy faktycznie mógłby być PUA (pick-up artist) który mnie wykorzystuje, czy tylko naczytałam się o tym za dużo i mi się tylko zdaje.
Mam w sobie dużo do przerobienia. Powinnam pójść na terapię. Bo nawet jeśli trafię na dobrego człowieka, zniszczę go. Zniszczę go tym, co za sobą ciągnę z przeszłości. Zniechęcę do siebie i znów będę cierpiała przez odrzucenie, bądź odrzucę go sama w przekonaniu, że to i tak, nieuchronne, by się w końcu stało.
Sama zamieniłam się w toksyka. I mimo świadomości części rzeczy, które zachodzą w moim działaniu, w moim myśleniu, naprawdę ciężko nad tym panować. Jestem tym przerażona.
Dodaj komentarz