Potargane życie
Rzygam tym wszystkim…
Zachciało mi się szafę przestawiać w niedziele i sprzątać pokój..kurwa mać.. znów mi plecy siadły..właśnie jadę do fizjoterapeuty wydać ciężko zarobione pieniądze..bo moje dyski jakoś nie chcą siedzieć na miejscu..kazde przeciążenie to ryzyko..
Wzięłam tydzień płatnego urlopu żeby nie być tydzień w dupę z kasą..bo za zwolnienie poniżej dwóch tygodni socjal mi nie zapłaci..pojebane przepisy.. a po 2 latach już powinnam mieć tu wystarczająca ilość składek..
Jakiś czas temu miałam niby 14 dni urlopu do wykorzystania teraz szef mi mówi przez telefon że mi zostaly 3..nie wiem jakim kurwa cudem..ale że mi zapłaci za 5 więc o ten tydzień się nie martwię ale nadal nie rozumiem jak oni to liczą..zresztą system w mojej firmie to jedno gówno..
Wysyłam CV, pisze maile..robię wszystko żeby się stamtąd wydostać..żeby znaleźć nową pracę..żeby nie zapieprzac jak facet..bo moje plecy mi już nie pozwalają..niestety nie jestem pieprzonym tytanem..
Wczoraj się poryczalam…pierwszy raz od dawna nie wytrzymałam.. mam dosyć czemu znowu tak boli znów nie mogę pracować znowu wydam kasę..przez własną głupotę szafę chciałam przesunąć..niby nic a teraz się ruszać nie mogę..i znowu jest to co kilka mc temu..
Liczę na cud że coś się ruszy w tym tyg..i że w poniedzialek zaniosę wypowiedzenie…i że wkoncu coś się zmieni dla mnie na lepsze..
Nie użalam się poprostu mam tego dosyć.. wiecznie coś.. nie zdążę się odbić finansowo to coś wyskakuje to znowu plecy i kurwa zostajesz z tym wszystkim sam skręca cię to dosłownie..
Teraz siostra w pl na tydzień. Jakoś mi smutno bez niej..
Mam K. Ale..dochodzę do wniosku że chyba nie chce z nim być.. myślę tak od dawna nie ważne czy z kimś jestem i tak czuję się sama.. a ten zwiazek nie wnosi mi za wiele do życia.. na początku jakoś bardziej mnie wspierał miał więcej energii jakoś potrafił mnie zaciekawić..teraz albo gadamy o jego pracy albo o mojej..nudzi mnie j irytuje.. mamy zupełnie inne poglądy..to ważne bo dzięki temu ludzie się uczą od siebie itd…ale czasem aż nie chce mi się z nim gadać bo jak go słucham to też niewiele wnosi..nie wiem za kogo on mnie ma.. ma jakieś dziwne pojęcie chyba na temat mojej osoby..
Poza tym ma swoje sprawy ja go próbuje wspierać ale ile ja mogę wiecznie z siebie dawać ok czegoś tam się przy nim uczę..cierpliwości i empatii ok jakiś tam progres..a poza tym.. ost nie odbierał telefonu bo na nim spał.. pół dnia..umówiliśmy się potem poszłam do niego by sprawdzić czy wg żyje..przerażony zaczął się tłumaczyć.. ja mówię idź do lekarza bo życie przespisz… Na co mi taki facet…
Dziś też wie że mam tydzień wolny to pisze że może wpadnie wieczorem ale że nie obiecuję bo może zasnąć albo coś.. no kurde serio?
Ja go nie będę wychowywać nie chce go zmieniać..nie chce mi się znów ładować w kogoś energii żeby był fajny dla mnie..
Wolę być sama.
Nie chce być z nim z litości bo mnie przeprosi raz drugi przytuli poblaznuje.. i myśli że jest ok.. nie tego potrzebuje od faceta…
Myślałam że będę mogła bardziej na niego liczyć ale on mi w niczym nie pomoże ja jemu też nie.. mijamy się mamy inne podejście do różnych spraw.. czasem nawet nie chce mi się podejmować żadnych tematów… Chyba jestem tak negatywnie nastawiona że to mówi samo za siebie..
Teraz muszę sie zająć tymi plecami znowu i szukać pracy..
I postanowić co z K… Lubię go ale to nie wystarczy by z kims być.. poza tym niedługo chyba przestanę go lubić jak tak dalej pójdzie… Nawet gadanie z nim budzi czasem irytację u mnie więc skoro negatywy przeważają w relacji..trzeba coś zrobić. Że zwykłego szacunku do człowieka.
Dodaj komentarz