Próbuję nie zwariować
Płaczę prawie bez przerwy. Nic mi nie pomaga, ani komedie, ani mąż, ani dziecko. Przyjaciółka odsyła mnie do lekarza, bo „zdiagnozowała” depresję. W sklepie, kiedy kupuje bułkę mam wrażenie, ze to będzie ostatnia zjedzona przeze mnie bułka. Kiedy syna kładę spać łzy kapią mi po policzkach, bo jestem przekonana, że widzę jak jego klatka piersiowa unosi się i opada po raz ostatni. Staram się cieszyć chwilą, bo wiem że życie tak szybko mija, że w jednym momencie może się wszystko skończyć, ale nie umiem. Nie umiem się cieszyć, bo gdy zamknę oczy widzę koniec wszystkiego, widzę ile czasu marnuję na rzeczy nieistotne, na strachy i lęki. Boję się nie bać, bo myślę, że właśnie los da mi nauczkę za brak pokory i moi bliscy umrą. To wszystko jest takie zaplatane, a czytane wydaje się bełkotem psycholki. Marnuje czas, psuje dzieciństwo synowi, marnuję zdrowie matki i miłośc mężą. tracę swoja młodość sparaliżowana strachem lub skołowana i zagubiona jego brakiem.
Dodaj komentarz