przemoc, bezsilność, szantaż, próby samobójcze, zrzucanie winy
Byłam w ciąży. Powoli przestawałam być częścią patologii, która hulała w moim rodzinnym domu. Mój malutki pokój był moim i mojego męża azylem. Kiedy dowiedziałam się, że pod moją nieobecność znikają z niego różne rzeczy założyliśmy w drzwiach zamek i już nikt nie mógł tam wchodzić. W lodówce jedna półka była nasza. Mieliśmy masło, nie margarynę. Mieliśmy kilka plasterków szynki i żółtego sera… Rodzice przychodzili napruci, ja coraz mniej się tym przejmowałam… Logiczne było, że nasze dni w tym domu są policzone…ze za chwilę stworzymy coś swojego… własnego…innego od tego w czym się wychowałam. Siedziałam sobie kiedyś na kibelku (w ciąży biegałam do toalety co chwilę) i drzwi nagle otworzyły się. Zobaczyłam mojego ojca, którym targają torsje. Ojciec wlazł do kibla, stanął koło mnie i narzygał sobie na ręce, bo nie zdążyłam odskoczyć, żeby zwymiotował do muszli. Pijani rodzice, którzy juz nawet nie umieli stwarzać pozorów to była codzienność… Haos, awantury, krzyki, próby samobójcze matki, szantaż, bicie, bezsilność ojca, brak świadomości, biedna, zaniedbanie, prostota i głupota, nierówne traktowanie mnie i mojej siostry, a potem ucieczka w nałóg mojego ojca…wymieniać mogłabym długo. Wiedziałam, że nie pozwolę na to, by moje dziecko przebywało w takim miejscu. Za żadne skarby.
Dodaj komentarz