Przemyślenia z „pechowego dnia”, choć to trzynasty, ale nie piątek.
W sumie już czternasty. Długo pisałam.
Zaczęłam pisać nowe zwierzenie. Zaczęłam dwa razy, i dwa razy wykasowałam. Odniosłam wrażenie, że nie napiszę nic sensownego, czy ciekawego, ale… To jedno z błędnych przekonań, które istnieją w mojej głowie. Nie, nie muszę pisać tak i tak. Tłumaczę sobie: ta strona służy do czegoś innego. Nie muszę stosować metafor, kolorować, ubierać w rymy. Nie. To jest po to, bym mogła się po prostu wygadać. Napisać, co mi na serduchu leży. Jak u psychologa, tylko że w wersji pisanej. A więc w porządku. Tylko co tu napisać?
Dzisiaj w pracy kilka razy złapałam się na czymś i pomyślałam: o, o tym mogłabym napisać zwierzenie. Niestety, do tej pory wszystko jakoś uciekło…
Przeczytałam ostatnio czyjś komentarz na Facebooku; ktoś pisał, że ludzie wiekszą sympatią darzą tych, którzy są nieśmiali/cisi/fobiczni, i faktycznie nie odzywają się za dużo, niż tych, którzy na siłę próbują się odzywać, zyskać jakieś zainteresowanie, sympatię. I kurcze, ta osoba miała rację. Dzisiaj wchodząc do pracy, poczułam się inaczej. Jakoś tak to we mnie bardziej niż zazwyczaj uderzyło. Że oni wszyscy są już ze sobą zgrani. Że umieją się ze sobą komunikować. Że to wszystko jest jak dobrze naoliwiona maszyna. Jeśli coś tam nie pasuje, to ja. Ja, z moim nieśmiałym, ledwie słyszalnym „cześć”, z moim chmurnym (zapewne) spojrzeniem, z moimi nieumiejętnymi „żarcikami” i dziwnym sposobem mówienia, który nie zachęca do kontynuowania ze mną rozmowy. Próbowałam różnych rzeczy. Na różne sposoby. Ale mój błąd, to to, że za bardzo mi zależy. Za bardzo chcę się tam wpasować. Za bardzo chcę być kimś innym, niż jestem. Nie jestem taka jak oni, choć bardzo bym chciała. Nie umiem rozmawiać, choć „ćwiczę” codziennie. Lęki są nadal te same, błędy popełniam te same. Już coraz mniej słów wypowiadam, bo nie wiem co mówić. Bo nie jestem ciekawa. Jak coś mówię, staram się wyglądać i brzmieć wesoło. Teraz pytam siebie: po cholerę? Po cholerę przed nimi udaję?
Brzmi pewnie jak problemy dzieciaka. Tak, za dzieciaka też się z tym zmagałam. Całe moje cholerne życie, próbujc się wpasować. Zdobyć choć cień akceptacji, zrozumienia.
Na próżno.
Nie mam przy sobie nikogo. Nikogo oprócz jednego człowieka, który jest przy mnie już kilka lat, i coraz bardziej traci cierpliwość. Jak można się naprawić, siebie, swoje samopoczucie i samoocenę, jeśli każda próba zwierzenia się prowadzi do poczucia winy i złości na samą siebie? Przestaję już się mu zwierzać. Trzymam wszystko w sobie.
Tylko czekać, aż w pewnym momencie to „wszystko” wybuchnie.
Dobrze Cię rozumiem bo przeżywam coś podobnego. Uważam że jesteś bardzo ciekawa osobą i będę czytać twoje wpisy. Też jestem bardzo nieśmiała i w środowisku w którym codziennie przebywam jestem sama cały czas. Życzę ci powodzenia i szczęścia. Trzymaj się jakoś, pozdrawiam.
Nawet nie wiesz jak cię dobrze rozumiem. Wiem co to znaczy być nieśmiałym i na dodatek ledwie zauważalym. Wiem też co to znaczy mówić pod nosem ,,część ” samemu do siebie, bo nikt inny tego nie slyszy.
Juz nie trzymasz w sobie…piszesz… 🎈
Nie brzmi jak problemy dziecka. Każdy ma jakieś problemy i to, co dla jednego jest nic nie ważnym szczegółem dla drugiej osoby może być kwestią która uprzykrza życie i nie pozwala funkcjonować. Wszystko w naszych głowach. Trzymaj się jakoś i pisz. Ja choć nie pisałam tu dużo łączę ogromną zmianę w moim życiu właśnie z tą stroną i pisaniem. Pozdrawiam Cie bardzo ciepło.
Nie przejmuj się tym, czy kogoś to zainteresuje. Po prostu pisz. Może nie uwerzysz i uznasz to za nieprawdziwe, ale ja mysle, że jestes bardzo ciekawa. I jak zobaczyłam po prawej stronie, że sie zalogowałaś to czekałam specjalnie az dodasz wpis. Nie rozczarowujesz nikogo. To tylko Twoja obawa. Jutro musze wstac wczesnie. Dobranoc
Miło mi… Dziękuję za komentarz. Dobranoc