Przemyślenie

09:05
29.04.2020

Po lekturze jednego artykułu wiem już na pewno, że moją główną, konstytutywną cechą było zawsze unikanie wysiłku. Wybieranie łatwych ścieżek. Wymigiwanie się od zadań trudnych, żmudnych i nudnych. Szukanie szybkiej gratyfikacji zamiast realizacji długoterminowych celów. Powiem krótko, bez owijania w bawełnę: nie idźcie tą drogą. To błąd. Co gorsza, widzę, że moje córki są dokładnie takie same. U mnie może było łatwiej, bo byłam zdolnym dzieckiem i przynajmniej podstawówka nie sprawiała mi problemów. U nich schody zaczęły się wcześniej. Mimo to, brzydzą się wszelkim wysiłkiem. Po mamusi. Szkoda, że akurat pod tym względem nie wdały się w ojca. On nie unika wysiłku, owszem – kiedy nic nie musi, najchętniej leży na kanapie, ale jak już coś robi, to naprawdę robi. Moje córki robią tylko minimum, to co najprostsze. Może będzie im z tym lżej, bo póki co, nie widzę u nich żadnych ambicji poza towarzyskimi. Ja byłam dość ambitna, chciałam widzieć się na świeczniku, być wśród najlepszych. Ale, przy przeciętnych zdolnościach, trudno to pogodzić z awersją do wysiłku, zwłaszcza regularnego, długotrwałego. Pozostaje frustracja, zgorzknienie, rozczarowanie.

Druga moja konstytutywna cecha to czucie się jak gówno. Przeważnie, w 90% przypadków i sytuacji.  Z krótkimi przebłyskami. Te dwie cechy jakoś wiążą się ze sobą – permanentne niezadowolenie z siebie związane z brakiem osiągnieć i realizacji ambicji, a te z kolei nie mogły przyjść bez zaangażowania i ciężkiej pracy. Czy potrafię się jeszcze zmienić? Czy nawet jeśli się zmienię nie będzie już za późno? Na wiele rzeczy na pewno tak. Ale przecież nie na wszystkie. Ale jak się zmienić, kiedy na myśl o wysiłku od razu chcę się położyć i zacząć jutro? Jak widać, wiedza i świadomość nie wystarczą do zmiany. To wcale nie jest tak, że jak zrozumiesz, co jest źle, to teraz będzie dobrze. I tu jest zagwozdka.

Kto zna sposób, niechaj zdradzi.

1
Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz
najnowszy najstarszy oceniany
Szuzi

Mnie się kiedyś udało zmienić. Jak? Zero odpuszczania, zero wyjątków, zero wymówek. Po prostu realizować za wszelką cenę plan. U mnie jedno potknięcie, małe popuszczenie linki zawsze wiązało się z klęską. Nigdy nie potrafiłam zachować zdrowego środka. Teraz nie chcę mi się zmieniać, mimo, że wiele mam sobie do zarzucenia. Jestem na etapie przeświadczenia, że zmienię to, co najbardziej mnie wkurwia – członków mojej rodziny! Chyba całą trójkę będzie łatwiej, niż mnie jedną…