Psychiatryk
Dzisiaj wybraliśmy się do Krakowa. Myślę „Zrobimy coś innego, wyciągnę ją w romantyczne miejsce…może inny klimat dobrze jej zrobi”. No i skończyło się na tym, ze musiałem jechać 60km/h bo miała schizę, że zaraz się rozbijemy i ma przeczucie, że zginie któreś z nas. Zaczęła płakać, a potem było coraz gorzej. jak zmył jej się makijaż stwierdziła, że jest tak brzydka, że nie pojedzie tak do Krakowa. No to po godzinie jechania zawróciłem. Nie byłem zły, bo wiem , jak to działa. Wzięła lek, przespaliśmy się ze 2 godziny i jest lepiej. Obawiam się, że mnie też dopadnie niedługo. Pocieszałem ją, kiedy mówiła jak omamiona o śmierci i wypadku, ale ta myśl o przemijaniu, śmierci, wypadkach, na które często nie ma się wpływu zaczyna kiełkować w moim umyśle. Musze się jeszcze trochę trzymać i nie pozwolić sobie na odjazd. Nie teraz, bo razem w takim stanie trafimy do psychiatryka.
Jestem zmęczony mimo, że spałem w dzień. Nic mi się nie chce.