Rozbita

09:11
9.05.2020

Od jakiegoś tygodnia czuję, że nie mam kompletnie na nic ochoty. Dokładnie tydzień temu przechodziłam załamanie. Nie mogłam zebrać się z łóżka, beczałam cały dzień i czułam się jak totalne gówno. Leżałam, gapiłam się w sufit, chwilami przysypiałam. Czułam się, jakbym miała gorączkę, ale temperaturę miałam poniżej normy. Bolała mnie głowa. Dobrze, że mieszkam sama. Mam ten komfort rzucania się i robienia z siebie totalnego psychola podczas gdy nikt nie patrzy. Zajebiście.

Dzisiaj tak źle nie jest, ale patrząc na burdel w mieszkaniu robi mi się niedobrze. Muszę wstać i ogarnąć dupę, bo czas leci, a ja nie potrafię wyjść ze swojej głowy. Nigdy nie potrafiłam tego zrobić sama. Miałam teraz okazję w końcu odpocząć od wiecznej gonitwy, bo ponad miesiąc siedziałam w domu, ale kiedy dostałam SMSa, że zakład otwarty, zamiast ulgi poczułam ścisk w żołądku. Nie lubię tej pracy, ale przynajmniej mam za co się utrzymać i co odłożyć na studia.

Często zadaję sobie pytanie, dlaczego jestem aż tak beznadziejna. Dlaczego tak bardzo skupiam się na sobie zamiast zrzucić ten balast i spojrzeć na świat świeżym spojrzeniem tak jak inni. Dlaczego dla mnie jest za mało. Nieważne co mam, czego nie mam, dla mnie zawsze jest za mało. Niewystarczająco. Nie do końca tak jak oczekiwałam. Chcę robić w życiu szalone, ciekawe rzeczy, a zamiast rzeczywiście wziąć się w garść, to siedzę na dupie i użalam się nad sobą. Czuję, że moje życie zatoczyło koło – znów jestem w tym samym miejscu pomimo moich starań, aby być kimś lepszym. Stawiać sobie ambitne cele jest warto, ale moje ciało nie ma siły przeć naprzód.

No nic. Trzeba posprzątać ten syf, zanim zrobi się jeszcze gorzej. Może to pisanie jakoś mi pomoże, zobaczy się.

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz