Ruiny albo nowy początek
Widzę, jak walą się na moich oczach moje odwieczne fundamenty sensu życia. Miłość/pożądanie i kariera/ważność osobista. Moje od zawsze kluczowe wartosci i sila napędowa wszystkich działań. Czy jako starzejąca się kobieta z prawie zerową szansą na miłość czy choćby uwagę, bez pozycji, pieniędzy, prestiżu udźwignę to życie jakoś? Może właśnie to będzie ulga: czas, kiedy będzie można być brzydkim, nikim, bez perspektyw. Może to będzie czas, żeby cieszyć się widokiem złotych liści. Dziś mignęły mi tylko, z każdym rokiem wydają się piękniejsze. Puchatość kota, zapach gotowanej potrawy, herbata z przyjaciółką. Minfulness, czy symfonia dla przegrywa? Nie wiem. Chcę ulgi, chcę nie być nieszczęśliwa i ciągle nienawidzieć siebie. Wierzę, że odpowiedź jest w duchowości, choć to trudna droga. Ale nie chcę przeżyć reszty życia w cierpieniu. Takim, jakie odczuwam każdego dnia. Złagodzone tabsami oczywiście.
Dodaj komentarz