Sama już nie wiem co się ze mną dzieje.

12:42
4.11.2019

Od 2,5 roku jestem w związku z facetem, którego bardzo kocham, ale niestety nie jest tak kolorowo. Nasz związek od samego początku jest bardzo burzliwy. Nasze kłótnie są jak starcie czołgu z pociągiem, nie wiadomo kto wygra, ale wiadomo, że straty będą ogromne. Kłócimy się o pierdoły i o rzeczy fundamentalne. Może od początku- jak go poznałam byłam sama z 4letnim synem, w sumie dobrze nam się żyło, ale ja zawsze chciałam rodziny, gromadki dzieci, więc wcale się nie pogniewałam jak na horyzoncie pojawiła się miłość. Nazywał mnie swoją żoną, opowiadał o wspólnych dzieciach, ślubie, często w swoich wypowiedziach jasno do zrozumienia, że wcale to nie są plany na następne 10lecie. Jednak wszystko się zmieniło o 180 stopni. Na chwilę obecną mówi, że ślubu to on wcale nie chce, a dzieci nie wyklucza. No nie powiem świat mi się zwalił trochę na głowę. Czuję się oszukana i nie mogę sobie poradzić z instynktem macierzyńskim, to budzi w nim złość, a raczej agresję. Kłócimy się solidnie co ok 2 tyg. W między czasie zdarzyło się dość sporo złych rzeczy w moim życiu: śmierć matki, ojciec dwa razy w psychiatryku na odwyku, problemy ze zdrowiem, przez moment duże problemy z kasą (kupiłam dom w jego miejscowości, bo mieszkaliśmy daleko od siebie. początkowo mieszkał u mnie, ale i tak miałam kupić mieszkanie, bo mieszkałam z dziadkami, a on bardzo tęsknił za znajomymi i rodziną, z którą jest bardzo związany), byłam ciągana po prokuraturach ze względu na starą pracę, ogólnie ciągle się coś działo. I czuje, że chyba to wszystko mnie przerosło. Mam problemy ze snem, ciągle boli mnie głowa, nie mam cierpliwości, koncentracji i przede wszystkim ciąglę odczuwam strach. Taki ogólny, często nieuzasadniony. Nawet tak naprawdę nie wiem dlaczego to piszę. Chyba dlatego żeby wyrzucić to w końcu z siebie i nie dostać opierdolu. Jestem raczej odludkiem, mam dwie przyjaciółki, ale aż wstyd mi już o tym wszystkim gadać. Każdy powie po co z nim jesteś, ale prawda jest taka, że jak jest wszystko ok to on jest naprawdę jest fajnym człowiekiem, po drugie chyba i najważniejsze ja mam dużą świadomość swoich wad i trudnego charakteru i broń boże nie uważam, że on jest zły i nie dobry, a ja jestem ta biedna! nie! Jest równie trudny jak ja i oboje mamy sporo za uszami. Po trzecie oboje mimo tego co się dzieje kochamy się i chcemy to jakoś ogarnąć, tylko sami już nie wiemy jak, a im bardziej się staramy, im większą presję sami na sobie wywieramy tym gorzej to wychodzi. No i jest jeszcze mój syn, który obecnie ma 7 lat i bardzo się przywiązał do partnera, a mimo, że tego głośno nie mówi wiem, że i on do niego.

Może macie jakieś pomysły? Bardzo chętnie poznam jakieś techniki autoterapii, sposoby pracy nad sobą, które wam pomogły. A może ktoś z was wie jak poradzić sobie z potrzebą ślubu i dzieci?

6
Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz
najnowszy najstarszy oceniany
Kati38

Współczuję Ci. Nasuwa się samo: jeśli ktoś Cie kocha, dąży do uszczęśliwienia Ciebie, zaspokojenia Twoich potrzeb. To bardzo przykre, bo wszystko bierzesz na siebie i zbyt mocno się obciążasz. Może spróbuj pisać co czujesz w danych sytuacjach, potem spróbuj przeanalizować, z dystansem z perspektywy czasu. U mnie pomogło i pchnęło mnie do zmian, choć byłam pewna, że dla mnie już za późno.

meandmydemons

Dla mnie autoterapia jest pisanie. Doraźnie pomaga. Nie mam nikogo, komu mogłabym spojrzeć w oczy i to wszystko opowiedzieć….