Sny o byłym budzą mnie

08:53
1.05.2021

Mój ostatni facet jest już moim byłym. Od grudnia.

 

Przyśnił mi się. Śnił mi się tak realistycznie, jakby to działo się naprawdę… Siedziałam przy stole. On leżał, rozmawialiśmy. Było rano. Miał wstawać do pracy. Chciałam się do niego przytulić. Myślałam o tym. Chyba o tym powiedziałam, bo po dłuższej chwili milczenia powiedział „możesz raz, ale dosłownie na chwilę”. Nie podeszłam do niego. Bolało. Spodziewałam się odpowiedzi w tym stylu. Powiedziałam mu która jest godzina. Wstał, poszedł do łazienki się myć. Skorzystałam z tej okazji, by przetrzepać mu telefon, chciałam zobaczyć czy ma już nową, czy jest już ktoś inny w jego życiu… Nie zdążyłam, bo szybko się umył… Zamykanie wszystkich aplikacji, odciszanie jego telefonu i odkładanie na swoje miejsce, by nie zauważył… I się obudziłam…

 

Z pewnością mogę stwierdzić, że ten sen był koszmarem.

 

Jebany koszmar od czterech miesięcy. Od grudnia. Nadal się po nim nie wyleczyłam. Nie umiem ufać facetom. Tak bardzo brakuje mi bliskości. Sama się izoluję. Nie spotykam się z nikim, nie mam nawet koleżanek, znajomi zostali już tylko w Messengerze, a i od nich się izoluję. Huśtawka, raz jest gorzej raz lepiej, długi czas o nim już nie myślałam, by jakoś tydzień temu pomyśleć na chwilę i wszystko znowu. Jeszcze zdechł nasz kot. To znaczy jego kot. Który przez rok czasu był także moim. Cholera, przecież chciał wtedy nawet dopisać mnie do jego książeczki zdrowia jako drugiego właściciela. Jak zwykle gadanie… Cały on. Więc kot nie żyje. Nie powiadomiłam go, ze przyjeżdżam, inaczej zabroniłby mi mówiąc że nie chce mnie widzieć, (w końcu to ja taką wielką krzywdę mu zrobiłam, a ja nie doświadczyłam nic złego od niego, prawda? Ale to on się odciął i potraktował mnie jak gówno, jak podczłowieka, jak powietrze, jak nic – i zero człowieczych odruchów od niego w moją stronę) pojechałam tam bo miałam takie samo prawo pożegnać tego kota… Pogrzebaliśmy go… On płakał, co za ironia losu i głupia sytuacja, on powinien być silny a ja jestem babą i to ja powinnam płakać by mnie pocieszano (wiem, stereotypowe), ale może właśnie dlatego nie płakałam, bo nikt by do mnie nie podszedł, ani on ani jego przyjaciel, więc lepiej łzy zachowac dla siebie… Ja? Chciałam do niego podejść bardzo. Chciałam go wesprzeć. Przytulić, albo chociaż położyć mu rękę na ramieniu, ale nie zdobyłam się na to. Dudniało mi w głowie to co by powiedział najprawdopodobniej, czyli: „nie dotykaj mnie”. Więc nie podeszłam.

 

Od tamtej pory znów ciągle przebywa w mojej głowie. Ciągle flashbacki z naszego związku. Ciekawe, czy bajeruje już inną? Czy inna się przejedzie na jego charakterku, czy może znajdzie sukę, która będzie na tym samym poziomie co on? „Jej znaleźć typa co jej kupi życie, a jemu sukę co mu zryje psychę”, jak to Kartky śpiewa w jednym utworze. Sukę, za którą będzie mógł gonić z wywieszonym ozorem, gdy ona będzie go gnoić. Bo niektórzy faceci nie potrafią inaczej. Nie potrafią docenić dobrej dziewczyny. I kto wie, czy kiedykolwiek zmądrzeją na tyle, by patrząc wstecz stwierdzić, że stracili, że w ogóle mieli, coś naprawdę wartościowego.

 

A ja? Ja już chciałam stąd odejść. W lutym łyknęłam za dużo prochów (antydepresantów), i chciałam by to wszystko się zakończyło, miałam odpowiednią piosenkę zapętloną na słuchawkach, chciałam mu powiedzieć ostatni raz kocham, ale nie dał mi nawet się spotkać, wyminął mnie bez słowa, stałam jak wryta, a on mnie po prostu minął. Wzięłam tabletki. Potem dobijałam się do niego, domagając się ludzkiego traktowania, a nie wymijania jak powietrze.

 

Jak widać, żyję.

 

Ale po co ja się produkuję… To nie ma żadnego sensu… Tak jak moje życie. Żyję, ale to wegetacja. Próbuję „chwytać chwilę”, jebane Carpe Diem, doceniać to co mam, czerpać zmysłami z danej chwili, i robię to, kurwa jego mać, robię to, ale tak ogólnie to nic nie ma sensu.

 

I chce mi się faceta, tak strasznie chce mi się faceta, chce mi się bliskości, pocałunków, dotyku, chce mi się zamawiać razem jedzenie oglądając filmy, chce mi się wszystkie te małe głupie rzeczy i te duże też… Nie rozumiem jak można żyć jako singielka. To jest straszne. Niech sobie nawet ten facet umawia się z innymi. Ale żeby był. Żeby wracał do mnie. Żeby mnie chciał.

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz