Sobota, 18.04.2020 Nic
Przestaje mi się chcieć cokolwiek. Nie potrafię sam ze sobą funkcjonować. Nie umiem sobie sprawiać przyjemności i dobrych rzeczy. Na przykład dzisiaj. W piątek popołudniem wróciłem z pracy, poczekałem do wieczora, ubrałem machę, wziąłem rękawiczki i wyskoczyłem do biedry po zakupy. Chyba nigdy nie robiłem tak wielkich zakupów. 5 butelek wina, na najbliższe tygodnie, to główny powód. Wieczór piątkowy to było siedzenie przed ekranem, jedzenie chipsów, ciastek, picie wina. Obżarstwo po prostu. Na dodatek nawet nie chciało mi się/nie miałem siły potem, rozebrać się i pójść do sypialni. Spałem więc na kanapie, w ubraniach aż do soboty, chyba do 10:30. W sobotę nawet się nie umyłem aż do 22. Grałęm sobie na konsoli przez cały dzień, zrobiłem tylko śniadanie, kawę i jajecznicę. Chciałem posprzątać, zrobić pranie, cokolwiek. Nie zrobiłem nic. Po kąpieli, może trochę z poczucia wstydu, coś tam ogarnąłem w kuchni. Niby bałaganu nie mam, ale widzę jak pozwalam się wszystkiemu zapuścić. Może jutro się zmuszę do czegoś.
Nawet ten dziennik już przychodzi mi z trudem. Wpadłem w takie płaskie nic mi się nie chce, nic nie ma sensu. Dziewczyny na Tinderze mi się nie podobają, nie pociągają mnie. Nie cieszy mnie pogoda, słońce, życie. Chyba miałem tak przez całe życie, że jakoś nic mnie specjalnie nie cieszy, nie umiem czerpać z życia, nie umiem sobie sprawiać przyjemności i robić rzeczy dla siebie. Wszystko kojarzy mi się z jakimś bezsensownym wysiłkiem. Bardzo chciał bym to jakoś przepracować i nauczyć się robić tyle, żeby przynajmniej jakąś satysfakcję z tego czerpać.
Nie chcę, żeby wszystko w moim życiu było przykrym obowiązkiem. Trochę do działania motywuje mnie drugi człowiek. Ale jak się jest niewidzialnym dzieckiem, które się wychowało w zasadzie aspołecznie, to o drugiego człowieka ciężko.
Dodaj komentarz