Sroda, 15.04.2020 Dłuższa przerwa w pisaniu, dużo się działo. I

23:23
15.04.2020

Dużo się wydarzyło. Nawet bardzo. nie wiem gdzie zacząć. Chyba nawet nie podzielę sobie tego zeszłego tygodnia standardowo na ciało/praca/relacje/dom/… jak to się zwykle staram robić. Jakoś mi chyba w piątek się mocno nie chciało pisać, i odpuściłem, miałem chyba kolejny dzień lenistwa, niedospania i nic nierobienia. Zleciało. Trudno.


W sobotę chyba kontynuowałem to kanapowanie się, bo cały dzień spędziłem przed konsolą. Zakupiłem sobie remake’a FFVII na konsoli i odpaliłem z łezką w oku. Zgadałem się z rodzicami, że przyjadę na święta, oni siedzą w domu, ja siedzę w domu, albo jestem w pustym biurze, ryzyko zasadzie żadne – żadnych zakupów, nic. No więc po całym dniu leżenia na kanapie z padem w dłoni, pojechałem na późny wieczór do rodziców. Miałem lęki przed wyjazdem, że policja, że mandat, że nie wiadomo co, może też, że jadę do nich? Wziąłem sobie pół bromazepamu, przeszło. Cieszę się, że mam jeszcze kilkanaście sztuk, na jakieś trudniejsze momenty. Dojechałem objadłem się, jak zwykle, jak świnia, poszedłem spać.


Niedziela. Niedziela była ważna. Ważna i trudna. Śniadanko świąteczne standardowo, pycha, naturalnie i całkiem miło. Były nawet dwie lufy, jakaś taka u nas tradycja napicia się rankiem wódeczki pod te kiełbasy i szynki. Za wódką nigdy nie przepadałem, ale wypiłem ¯\_(ツ)_/¯.

Zaczęło się dziać gdzieś pewnie koło południa, w zasadzie nie długo po śniadaniu. Była piękna pogoda, wyszedłem na ogród, mama już tam była, dołączył Tato. Mama zapytała dlaczego rozstałem się z ex. I w zasadzie wtedy pomyślałem, że kurde, dlaczego mam kłamać, wymyślać, albo nic im znowu nie mówić. Powiedziałem, że ona ma swoje problemy (DDA), a ja mam swoje, że mam podejrzenia, że jestem niewidzialnym dzieckiem, że mieliśmy/mamy dysfunkcyjny dom, że to się wzięło z mojego wczesnego dzieciństwa, że nie umiem sobie z tym poradzić, że brak mi pewnych kompetencji, że to bardzo trudne dla mnie. Że mam ogromne deficyty.

Zapytałem się jak wyglądało moje wczesne dzieciństwo. W ciąży, na początku, było dużo lęku i stresu, a jak się urodziłem i byłem już w domu, to mama zasadniczo przyznała, że do póki żyła moja starsza siostra, to mama robiła przy mnie tylko „to co musiała”. Resztę jej czasu pochłaniała chora córka. Tato mało był w domu, pracował żeby nas wszystkich wyżywić i utrzymać. Także wygląda na to, że nie za bardzo miałem wyjście. Z braku troski, opieki, bliskości i chęci „nieprzeszkadzania” wybrałem totalne wycofanie. Siostra zmarła, kiedy miałem 10 miesięcy, rodzice pewnie ciężko to przeżyli, przeprowadzili się wtedy na drugi koniec Polski. Zapytałem jak przeżyli jej śmierć. Nie potrafili mi nawet powiedzieć. Wydaje mi się, że uciekli od całej tej traumy, smutku i żalu. Że zamknęli to w sobie, razem z innymi emocjami.

Strasznie to była dla mnie trudna rozmowa. Głos mi się łamał i drżał. Próbowałem powstrzymywać łzy. Nie zawsze mi się to udawało. Udzieliło się zresztą mamie. W zasadzie rozmawiałem tylko z nią. Tato nie umiał nic powiedzieć. Bardzo mi go żal. Musi być pozamykany jeszcze bardziej niż ja. Oboje mieli trudne dzieciństwo, trudną dorosłość. Była tylko praca. W zasadzie nabieram co raz większej pewności, że oni sami są z rodzin dysfunkcyjnych. Obsadzeni w innych rolach. Najstarsze dzieci z dużych rodzin. Nie było czasu na miłość i bliskość, nie mówiono tam, że kogoś się kocha, że ktoś jest ważny, że ma potencjał, że da radę. W pewnym momencie Tato nawet chyba już nie mógł wytrzymać – wstał i wyszedł, pewnie popłakać. Potem wrócił. Mama w końcu do mnie przyszła i usiadła obok mnie. Przytuliła mnie, przeprosiła, powiedziała że kocha, i tak sobie trochę posiedzieliśmy.

Dużo sobie uświadomiłem tego dnia. Że tak naprawdę nie znam moich rodziców. Że nie wiem kim oni są. Że oni pewnie też tego nie wiedzą. Że u nas się nie mówi o sobie, o wnętrzu, o marzeniach, o planach, o emocjach, o uczuciach. Mówi się o tym co się zjadło i co w telewizji. Co w pracy i jaka pogoda. Nie znamy się. Każdy okopał się na innej pozycji i wyglądamy do siebie zza węgła, czasem rzucimy w siebie serdecznością i tyle. I z powrotem chowamy się do naszych wnętrz.

Bardzo mnie wzruszył Tato wieczorem. Widać było, że w nim to wszystko pracuje. Nawet opowiedział trudną historię ze swojego życia. Opowiedział o tym, że mu też było trudno. Że praca, że na wsi, że najstarszy. Że jedyne wakacje jakie miał, to był wyjazd na kolonie, kiedy miał kilkanaście lat, jeszcze w podstawówce. Wyjechał gdzieś nad jezioro i spędzał świetny czas z dzieciakami. Miał tam być przez cały miesiąc, ale po dwóch tygodniach przyjechał dziadek i zabrał go do domu, bo żniwa, bo trzeba robić.

Wieczorkiem było winko i telewizor (telewizor jest okropny). Ale tak to u nas wygląda. Siedzimy obok siebie. Nie z sobą. Dopiero teraz zrozumiałem, że to w zasadzie nie jest normalne. Dla mnie tylko.

 

 

 

1
Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz
najnowszy najstarszy oceniany
Bridget

Popłakałam się czytając Twój wpis. ? Myślę, że wielu z nas ma taki kontakt z rodzicami. Ja też.