Staje się antyspoleczna

21:52
28.11.2018

Z coraz większą trudem przychodzi mi przebywanie wśród ludzi, tzw znajomych, którzy nie są mi bliscy. Myślę, że to pozostałość z czasów, gdy przybrałam maskę, i chciałam być inna niż byłam. Z czasów gdy chciałam przypodobać się innym, być jak inni. Od czego się to zaczęło, pomijając już kwestie rodzinne, jako mała dziewczynka byłam bardzo zaangażowana w życie religijne, i nie nikt mnie nie zmuszał do tego, nawet nikt mnie w domu nie nauczył „Ojcze nasz” sama się odnalazłam, sama chciałam iść tą drogą. Tam czułam się szczęśliwa, bezpieczna. W swej dziecięcej naiwność nie krylam się z marzeniami o życiu konsekrowanym, nie krylam zachwytu zywotami świętych. Uwielbialam odwiedzać siostry zakonne, modlić się u nich w kaplicy…ta cisza… ten spokój i ciepłe uśmiechy sióstr. Tam nie liczyło się jak wyglądam, czy mam modny sweter, rower, komputer, nie miało to znaczenia czy byłam w Hiszpanii na wakacjach, czy mama jest młoda… Liczyło się to co mam w sercu, liczyło to jaka jestem. I to było moj dziecięcy azyl, miejsce szczęścia… Niestety większość tego nie rozumiała, to co dawało mi poczucie bezpieczeństwa stało się przyczyną tego, że czułam się jeszcze bardziej gorsza, jeszcze bardziej odstajaca od reszty. Przyszedł czas na zmiany. Przyszedł czas na papierosy, alkohol i trawę, wulgarny język i makijaż. Zamiast do kościoła chodziłam pod kościół. I co się stało i to, że zdobyłam pozycje, już nie byłam matka Teresa jak na mnie mówili. A jak się coś komuś nie podobało to z łatwością i mnogościa przekleństw odpowiedziałam. Mój wzrok stał się lekceważacy, pełen pogardy. Sprawiałam wrażenie luzary, która ma wyjebane na wszystko, niczym się nie przejmuje. Nie wstydzi się rodziny a jak się komuś nie podoba to niech spierdala.Fajki i alkohol pomagały nawiązywać znajomości, nie raz się kogoś ratowało i nie raz ktoś poczestowal mnie…Miałam chłopaka starszego więc, chociaz nic do niego nie czułam to mimo wszystko ego się podbudowalo, ktoś mnie chciał a ja zyskałam też nowe znajomości. Nie było już ciszy tej cudownej,tego spokoju, tej wewnętrznej radości… Była za to agresja i pierwsze myśli samobójcze… Ale było towarzystwo, byli „przyjęciele” i tak zostało to ze mną przez wiele lat…Na szczęście uzależnilam się tylko od fajek, ale i tak 15lat palenia to za dużo … Tak jak za dużo czasu straciłam na graniu kogoś innego. I niestety do tej pory takie robię wrażenie na ludziach,takiej co se nie da,co ma wywalone,co się nie przejmuje itp a prawda jest zupełnie inna, to nie ja.. I może właśnie dlatego, z wiekiem nie chce nawiązywać bliższych znajomości bo zazwyczaj kończy się tak, że gram kogoś kim nie jestem, żeby ktoś mnie zaakceptowal…nie zależy już mi na tym, ale nie potrafię być sobą. Poznawanie nowych ludzi staje się coraz bardziej stresujące, alkoholu unikam więc już mi nie pomaga się wyluzowac  nie palę więc i wspólne pójście na dymka nie wchodzi w grę. Wolę samotność, te ciszę…a z drugiej strony przecież tęsknię za moimi bliskim.., chce się z nimi spotkać i porozmawiać…

Były takie słowa w piosence „naprawdę jaka jesteś nie wie nikt…”

No właśnie, sama nie wiem już jaka jestem…

 

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz