Strach zamiast radosci, kolejna ciaza i oczekiwanie.
10 tydzien. Boimy sie. Plakalismy ze szczescia. Ja udaje, ze jestem pewien, ze wszystko bedzie dobrze. Nie jestem, boje sie panicznie, ze bedziemy musieli przechodzic przez to samo. Nie umiem juz dluzej tlamsic w sobie twgo strachu. Jestem nim sparalizowany. Nikomu nie powiedzielismy i nie zamierzamy do 14 tygodnia. Wtedy podobno ryzyko poronienia spada. Bedzismy czekac. Nie daje juz rady Cie wspierac. Mam ochote chodzic za Toba, dzwonic do Ciebie, sprawdzac, czy jest ok. To Twoje cialo, wiesz wiecej niz ja. Ale powstrzymuje sie zeby Cie nie narazac na stres. Jestes szczesliwa i sie boisz. Damy rade, tym razdm musi byc dobrze. I lek. Gluoie przytlaczajace mysli. Czy pisanie o tym moze sprawic ze znow stracimy dziecko? Wtedy napisalem…i stracilismy. Tak, wiem. Natrectwa. To nie jest powiazane. Dlatego tez pisze. Udowodnie sobie, ze tym razem bedzie dobrze. A przeciez zrobilem to samo -napisalem tu. To nie to bylo przyczyna! Tak jak przyczyna choroby matki nie bylo to, ze nie zostawilem otworzonego okna, kiedy glos w mojej glowie kazal zostawic. To popieprzone. Chce, zeby ten czas minal. Nie umiem sie cieszyc, a powinienem. Jeszcze tylko kilka tygodni. Ufff.