Stuknieta
Świrowalam coraz bardziej i bardziej. Straciłam kontrolę. Poszłam do psychiatry, dostałam pakiecik leków. Biorę od 3 dni, poprawa jest, ale chodzę bardzo otumaniona. Nie chcę brać tych leków długo, bo boję się, że mnie uzależnią. Dzieci aktualnie nie mają matki, jestem na zwolnieniu i cały czas śpię. Czasem biorę laptopa albo telefon i bezmyślnie klikam. Przed pójściem do psych wyczułam sobie cos w pochwie i wystraszyłam się, że mam raka macicy. Siedziałam na kiblu i grzebałam tam sobie jednocześnie oglądając zdjęcia w internecie i filmiki o budowie anatomicznej, żeby upewnić sie ze to nie guz. Nie upewniłam się, musiałam isc do ginekologa, ktory tez odesłał mnie do psychiatry. Czułam się upokorzona. Nie chodzi o to ,że mam coś przeciwko leczeniu się… albo chodzi. Żle mi się to kojarzy. Nie chcę mieć łatki tej „stukniętej”. Mąż musiał mnie wyciągać z toalety siłą, bo tak odleciałam, a potem sama stwierdziłam, że nie dam rady i poszłam po leki. Ale podobno leki to nie wszystko. Mam uczęszczać na terapie minimum raz w tygodniu. Ja nie wierzę w takie terapeutyczne bredzenie, wątpię że pogadanka coś mi da.
Przejrzałam swoje stare wpisy. Śmieszne, miałam zachować rozsądek, ale nie umiałam po raz kolejny.