Syf
Dzisiaj zabrałem dzieciaki do kina. Anka znów w pracy. Jestem zły i wydaje mi się, że tutaj nie chodzi o pracę, doglądanie biznesu i karierę. Jej po prostu to bardzo pasuje. To wygodne, a ja się dałem wrobić. Może byłoby ok, gdyby natężenie tych obowiązków było mniejsze i pobyt Ani w pracy nie przeciągał się tak często. Mowiłem jej, ze musimy to zmienić. Ona odpowiada, że wie, pokazuje skruchę. I na tym kończą się nasze rozmowy. Niczego nie wskóram. Może muszę poczekać aż dzieci będą większe. Od kilku dni nie sprzątam. Postanowiłem, że tę dziedzinę muszę odpuścić, bo nie wyrabiam. Syf w domu nieprzeciętny, dzieci nie miały jak dogrzebać się do czystych naczyń. Anka wczoraj przewróciła oczami na widok góry naczyń, ale ich nie sprzątnęła. Kibel brudny, zlew i umywalka w farbkach, bo dzieciaki malowały. Ubrania niezłożone, podłoga oblepiona miodem, skarpety się przyklejają. Pranie, które wczoraj wstawiła Anka do dziś lezy w pralce…nie pachnie świeżością. Nie wypruję z siebie flaków, żeby to wszystko zrobić. Nie ma sensu. Wszyscy zauważają tylko syf, że czegoś nie ma, że coś nie zrobione…a jak wszystko robię, to jest norma, nawet nie ma dziękuję. Po prostu ma być i koniec.
I jeszcze chciałem tylko dodać, że nie wróciła na 15, ani na 16, ani na 17. Sobotę spędziłem z dziećmi. Anka przyszła dopiero teraz. Jestem wkurzony.
Dodaj komentarz