Tania imitacja
Metaforycznie o moim związku
Założyłam na swoje nogi buty, które wydawały się być z wężowej skóry.
W krótkim czasie okazały się tanią imitacją.
Cisnęły, uwierały aż do krwi, nie pozwalały się zdjąć z obolałych nóg.
Przez długie lata chodziłam w za ciasnych butach, nieodwracalnie niszcząc przy tym stopy.
Cierpiałam, bardzo cierpiałam.
Z naiwnością dziecka wierzyłam, że kiedyś staną się przyjazne w użytkowaniu, zmienią fason, kształt i strukturę skóry.
Pomyliłam się.
Imitacja na zawsze pozostanie imitacją.
Po wielu latach zdjęłam buty z poranionych nóg, jednak postawiłam je obok, na widoku.
Nie potrafiłam ostatecznie ich wyrzucić, a przymiarki do pozbycia się zawsze spełzły na niczym.
Zabrakło siły i odwagi, towarzyszył też ogromny lęk, ograniczone możliwości.
Co dalej?
Buty z imitacji wciąż stoją „na oczach” i przypominają o zadanych ranach.
Nie potrafię, nie mogę już tego zmienić, dzięki czemu skutecznie nienawidzę siebie.
Nienawidzę siebie, nienawidzę butów z imitacji.
Jak wyzbyć się tej destrukcyjnej nienawiści?
A’ propos – nie radzę nikomu wskoczyć w takie buty, a już na pewno nie używać ich długo, tylko rozprawić się z nimi na początku. Potem będzie tylko gorzej.
To trochę najpierw odczytalam tak metaforycznie…za ciasne buty czegoś…A Tobie chodzi chyba o prawdziwe.
Ach gdyby mi chodziło o prawdziwe buty, jak to ujęłaś, nie byłoby żadnego problemu ani tego wpisu. Z tymi akurat nie mam problemów, mimo że nie są z wężowej skóry:)