Niewiem dlaczego ciągle czuje się winna, że nie jestem jak inni... "Dlaczego nie przyjdziesz z nami posiedzieć; pooglądaj z nami telewizję; wypijmy razem kawę; chodź z nami", tylko, że ja tego nie potrzebuje, nie potrzebuje aż tyle czasu przebywać z innymi. Cenię sobie moje chwilę samotności, mino, że innych to dziwi. Odbierają to jako niechęć przebywania w ich towarzystwie, a ja niechcąc ich zniechęcić do siebie często poprostu idę gdzieś wbrew sobie. A to zupełnie nie tak, potrzebuje ich i lubię z nimi przebywać, ale tak poprostu nie non stop. To nie izolowanie...
Na problemy, stres i natłok wrażeń potrzebuje pobyć w samotności... Idę, a raczej uciekam w odludne miejsce, spaceruje bez celu. Polne drogi, lasy - bardzo mnie to odpręża. Lubię założyć słuchawki i snuje się w ciemnościach po opustoszałych już ulicach. Jest tak cicho, ludzie i ich problemy już dawno śpią. Nikt mnie nie widzi, jestem tylko ja i świat. On też wtedy jest inny, bardziej przyjazny, spokojny, a kiedy do tego księżyc zbliża się do pełni chciałabym żeby ta noc nie kończyła...
Dawno nie pisałam, nie pamiętałam kiedy ostatnio... Ale u mnie nic się zmieniło - no może tylko sny. Niedawno były moja ucieczka w inną, lepsza rzeczywistość, a teraz są o mojej codzienności - o smutku, tęsknocie i ogromnej samotności... Budzą mnie strachem, pokazują moja bezradność i nieumiejętność radzenia sobie z życiem. Nie są już ucieczka w marzenia... Dlaczego się zmieniły? Potrzebuje ich, ich nadziei, wiary w lepsze dni, wiary w lepsza...
Weekendy nie są dla samotnych... Tyle wolnego czasu na myślenie, na zauważenie swojej samotności. Wyszłam dziś na długi, samotny spacer. Pochodziłam po łąkach, lasach, poszłam tak daleko żeby stracić z oczu widok, domów, dróg i ludzi. Zresetowałam myśli choć na chwilę, ale wszystko wróciło z widokiem pierwszego dachu domu gdzieś na horyzoncie. Wzięłam prysznic, znalazłam jakiś film żeby zająć resztę wieczoru, może uda się szybko zasnąć... Jutro do pracy, zajmę ręce i myśli. Chociaż tam będę czuła się...
Dawno mnie nie było tu, bo było ... "normalnie" jak to u mnie... Nie, że dobrze, ale nie gorzej niż zwykle. Próbowałam nie myśleć o tym co mnie boli, robiąc dużo zwykłych, nieważnych rzeczy. Ale na dłuższą metę nie zdaje to egzaminu, nie da się zapomnieć o tym co na co dzień nie pozwala Ci żyć. Co chwila znów coś utwierdza mnie w tym i przypomina, że nie żyje jak chcę, że nie jestem kim chce, że wszystko jest tak bardzo nie tak i że już za późno i, że już nie ma...
Co trzeba w życiu zrobić by zasłużyć na przyjemności, na małe szczęścia???... Wciąż prześladuje mnie przeczucie, że nie zasługuje, że jestem zbyt "nieważna" by czuć coś więcej niż szarość codzienności. Mam chyba kompleks mniejszości, że jestem za mała i nieważna dla świata. Zamknęłam się więc i staram się być niewidoczna dla innych chociaż tak bardzo marzę, by ktoś mnie zauważył i wyrwał z tej totalnie bezsensownej egzystencji. Jak przekonać sama siebie, że nie jestem gorsza od innych, że mam prawo do swojego tu...
Padlo kiedyś pytanie: "jaka jedna rzecz zmieniłbys w sobie gdybyś mógł?" Zmienilabym ich mnóstwo więc zastanawiałam się jaka jedna zaprocentowała by najlepiej i już wiem - chciałabym przestać się bać... Nie wszystkiego, bo strach przed zrobieniem czegoś głupiego pewnie nie raz niejednemu uratował życie, ale strach przed taką zwykłą "codziennością". Boje się tyłu zwykłych rzeczy, które dla innych są rutyną, boje się zaufać komuś, boje się powiedziec co myślę, boje się co inni pomyślą. Gdyby tak przestać się bać... Może nawet pozwoliłabym sobie...
Jaki będzie dla mnie ten nowy rok? Jaka ja w nim będę? Niby to tylko zmiana daty, kolejne dni, ale coś się zmienia... Gdzieś tli się nowa nadzieja, że będzie inaczej - lepiej. Że spełnia się te wszystkie składne noworoczne życzenia i uda się dotrzymać składanych samemu sobie obietnic. Oby ten Nowy Rok był lepszy, obym ja była...
Ostatni dzień Świąt Bożego Narodzenia, moich ulubionych Świat w ciągu całego roku. Minęły szybko, ale przyjemnie. Dużo ludzi, duże zamieszanie, prawie nie zdążyłam czuć samotności. Dopiero wieczorami dopadały mnie myśli pustego miejsca obok, gdy już zgasną wszystkie światła i każdy wróci do swojego życia. Przecież nie chce zawsze być sama, chociaż juz wpadłam w rutynę samotnego życia. Życzę sobie, abym w kolejne Święta nie była już samotna. Żebym kochała i była...
Niby chce aby moje życie się zmieniło, żeby było inaczej-lepiej... I nagle po długim czasie rysuje się gdzieś w przyszłości cień szansy na zmianę a ja... no właśnie ja się zamykam. W swoim małym świecie, oceniając swoje szanse przez pryzmat swoich doświadczeń, złych wyborów. Jak dać sobie szansę na lepsze dni, jak się nie bać... Kiedyś mi nie wyszło: raz, dwa może nawet trzy, przegrałam dużo szans, ale przecież nie zawsze musi tak być, może w końcu uda sie, tylko jak w to...