Walczę z receptą

00:56
2.07.2019

Tak mogę nazwać ostatnie dni. Walczę, bo chcę sama, bo boję się leków i nie chcę być tą „psychiczną na lekach”. Tak mówią moi rodzice. Stop! 40 letnia kobieta słuchająca tego, co mówią rodzice? Tragikomedia 🙁 Ale tak jest, bo nie mając bliskich życzliwych osób bierzesz pod uwagę to, co mówią bliscy fizycznie, nieżyczliwi. Przynajmniej ja tak mam. Modlę się nad tą receptą, miętolę ją w rękach. Raz nawet byłam w aptece, ale kupiłam tylko gaziki i apap.  Dzisiaj w pracy nie dałam rady. Dostałam ataku. Przymusowe czynności zdominowały cały mój dzień, ojciec się wkurzył, bo totalnie zignorowałam 3 klientów i pomyliłam się w dokumentacji. Pracuję w ubezpieczeniach, nienawidzę tej roboty. Zamiast siedzieć przy biurku spędziłam około 3 godzin w łazience: umyłam się cała mokrymi chusteczkami, potem znowu i znowu. Wmówiłam sobie, że musze to zrobić, że musze się jakoś zdezynfekować, po tym, jak wyszedł klient z ogromnymi dziobami na twarzy i rękach. To nieprofesjonalne i głupie, ale nie dałam rady. Długopis, który trzymał w reku, uścisk jego dłoni, dokumenty, wszytsko czego dotykaliśmy wspólnie stało się dla mnie źródłem potencjalnego zakażenia. Nie wiem czym, czymkolwiek. Wiem, że równie dobrze mógł mieć atopowe zapalenie skóry… wiem, że pewnie gdyby miał jakaś zakaźną chorobę albo bakteryjną to pewnie nie wychodziłby z domu i nie narażał innych… ja wiedziałam to wszystko, ale nie umiałam nad tym zapanować. Myłam się chusteczkami, potem wodą z umywalki, a ojciec dobijał się do łazienki i wołał do mnie podniesionym głosem. Upodlona i  zniewolona – tak się czułam. A potem doszło zmęczenie. Kiedy wyszłam bałam się ojca-szefa. I zaczęło się na nowo. Wmówiłam sobie, że nie poruszy tego temat, przejdzie do porządku dziennego i uda, że mojego wyskoku nie było, jeśli tylko uda mi się policzyć do 100 i nie zadzwoni żaden telefon. Telefon dzwonił i przerywał mój rytuał. A ja bałam się coraz bardziej. Najbardziej tego, że ojciec znając moje problemy po prostu wykorzysta to nazywając mnie wariatką. To tak bardzo upokarzające. I dlatego dzisiaj zrozumiałam, że bez leków nie dam rady funkcjonować. Po powrocie do domu spotkała mnie miła niespodzianka: mój sponsor (nie owijajmy w bawełnę, jestem tu po to żeby nazywać rzeczy po imieniu) wysłał mi pięknego smsa z prośbą o spotkanie.  I spotkaliśmy się. Zostawiłam dzieci, pracę, której nie zrobiłam w firmie, zostawiłam obiad który miałam ugotować na jutro i poleciałam na skrzydłach nadziei. W pokoju hotelowym dostałam perfumy Si Passione, moje ulubione. Dostałam możliwość bycia w jego ramionach, spełnienia jego życzeń i szept do ucha „jesteś niezastąpiona”. I poszedł zrobić zakupy z lista od żony, bo wieczorem obiecał jej kolację. Było krócej niż zazwyczaj. Brakowało dźwięku spuszczanej wody…

I nastrój zepsuty. Coraz większy przymus robienia głupot. Stop. Pisanie. Przypomniałam sobie o pisaniu. Otworzyłam wiadomość od jednej z użytkowniczek. Przeczytałam i poczułam, że nie jestem sama. Wsparcie i pocieszenie. Dostałam. I nadzieja. Dziękuję Ci 🙂

1
Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz
najnowszy najstarszy oceniany
tuteraz
tuteraz

Może czasami szkoda sil na walke z sobą?
Mozna sprobowac farmakotarapii, ale zachowac to dla siebie. Tym bardziej jak jest skłonność wykorzystania choroby przeciwko Tobie. Nie mów im wszystkiego. Po co?

Wiem, ze łatwo to się tylko tak pisze, ale wiala bym z takiego domu. Dla.swojego dobra. Trzymam kciuki za Ciebie.