Wróg publiczny nr 1

19:08
23.07.2018

Zawsze byłam wrogiem. Dla rodziców, siostry, dalszej rodziny, znajomych rodziców. Matka żaliła się na swój cięzki los. Nie raz słyszałam jak opowiadała, jak ciężkim dzieckiem w jestem i ile ma ze mną problemów.  Ile ma ze mną problemów, że nie chcę się uczyć, że za dużo się uczę i nie mam przyjaciół bo się odcinam (kiedy chciałam jej dogodzić i uczyłam się dużo). Całe dzieciństwo próbowałam ją ratować. Myślałam, że to moja wina. Że to przeze mnie próbuje się zabić, jest taka nieszczęśliwa i nie panuje nad sobą. Może gdybym była grzeczniejsza? Może gdybym więcej jej pomagała? Może gdybym mniej od niej wymagała? Może.. Po jakimś czasie zwaliłam winę na nią. Nienawidziłam jej, a jednocześnie była najważniejszą osobą w moim życiu…mimo, że nie dawała mi nic… teraz kiedy patrzę na siebie jako dorosła kobieta i pomyślę, że moje dzieci zaznałyby czegoś takiego ode mnie. Boże, to takie okropne. Patrząc wstecz widzę siebie jako nieszczęśliwą dziewczynkę. Ale dopiero kiedy słowa wychodzą z moich ust.. kiedy nie przywołuję tego tylko w myślach tylko głośno nazywam…za każdym razem płaczę. Nienawidzę użalania się nad sobą. Daleko mi do zwalania winy za swoje niepowodzenia życiowe na trudne dzieciństwo. Ale kiedy pierwszy raz powiedziałam wszystko głośno, opisałam, odpowiadałam na pytania psychoterapeuty… uzmysłowiłam sobie, że patrząc przez pryzmat swoich doświadczeń mam zniekształcony obraz tego co było. Tzn umniejszam wszystkie krzywdy które zostały mi wyrządzone. Potrafię na nie obiektywnie spojrzeć jedynie, kiedy w swojej roli obsadzam moje córki. Wtedy serce mi pęka. Nie potrafię sobie wyobrazić tego jakby cierpiały. Na pytanie psychologa czy ja nie cierpiałam… odpowiadam, że było mi źle, ale nikt mnie nie gwałcił, nie ciął, nie wygonił z domu. Miałam co jeść, miałam się w co ubrać. Miałam też co prawda regularne lanie, szarpanie za włosy, plucie, bicie w twarz. Miałam pręgi na ciele, miałam wyrzuty sumienia, że doprowadzam ich do takiej furii i jestem niedobra, miałam wyrzuty, że jestem szmatą, bo myślę o chłopcach i chcę się podobać…miałam wyrzuty sumienia mając chłopaka kiedy byłam już dorosła, miałam gotowanie obiadów dla młodszej siostry i jej chłopaka, miałam jej skargi na te obiady, że niedobre, miałam na głowie ratowanie matki, wyciągnięcie jej z nałogu, potem ojca, a potem miałam coraz więcej myśli, których nie umiałam uporządkować. Miałam tak strasznie samotne życie…czułam się pomiatana, mimo to ciągle walczyłam, krzyczałam, buntowałam się, sprzeciwiałam. Chciałam mamę, która będzie mogła ze mną normalnie pogadać. Od której nie będzie śmierdziało alkoholem i która następnego dnia będzie pamiętać wszystko, co powiedziała poprzedniego. Chciałam, żeby ktoś mnie przytulił, zagłuszył moje kompleksy, żeby dał mi jakieś mądre wskazówki, odpowiedział na moje pytania. Żeby wysłuchał moich żali i nastepnego dnia ich nie wyśmiał. Nie miałam takiej osoby…

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz