Wypadek

22:41
9.10.2020

Miałam wypadek samochodowy. Auto dachowało. Tego dnia strasznie bolala mnie głowa i gardlo. Padało. Bylam w pracy. Jezdzilam z zamówieniami. Juz wracałam kiedy to sie stało. Bylam sama na drodze. Nie mam pojecia co sje stało wiem tylko ze straciłam panowanie nad kierownica. A potem ten strach i oczekiwanie na to co sie teraz ze mna stanie podczas gdy auto robiło co chcialo. W końcu kiedy juz sie zatrzymało nie moglam uwierzyc w to ze żyje. Ze nic mi nie jest. Odpielam pasy i chcialam jak najszybciej z tamtad uciec. Auto leżało przewrócone w rowie wiec nawet nie silowalam sie z drzwiami. Wyszlam za fotele i wyszlam przez pakę. Zaczelam płakać. Ktos sie zatrzymal chcial wezwac karetkę. Zadzwonilam po szefowa i wszystko działo sie tak szybko… Po 10 minutach auta juz nie było, a ja wrocilam na chwile do pracy żeby dojść do siebie, a potem do domu. Minal dzień. Bolą mnie wszystkie kosci. Ale wiem, że nic poważniejszego mi sie nie stało. Bardzo dokładnie pamiętam koziołkowanie auta. Wiem, że w nic sie nie uderzyłam. Nawet od pasów nie mam siniaków. Ale jestem przerażona. Widzę, ze inni tego nie rozumieją, a ja gdy tylko zamknę oczy wracam do tego samochodu. Nie wiem jak to sie stalo, że wyszlam z tego bez szwanku. Cały czas czuje to oczekiwanie. Na uderzenie, na ból. I to wszystko już minęło ale we mnie to nadal jest. Ciężko mi dojść do siebie a ta obojętność innych mnie dobija. No bo przecież fizycznie nic mi nie jest… Nawet lekarza mi odradzali bo przecież cie nie przyjmą bo,, koronavirus”. Więc nie szlam. Nie będę z siebie ofiary robić. Ale dlaczego nikt nie rozumie, że mnie psychicznie to zdarzenie rozłożyło? Dzisiaj prawie cały dzień przeleżałam w łóżku. Jutro wracam do pracy. Noi wszystko jak zawsze wróci do normy. A z tyłu głowy nadal pozostanie mi myśl ze nic mi nie jest, a moglam przeciez zginąć.

Dodaj komentarz

Zaloguj się i dodaj komentarz