Za 2 miesiące mam termin porodu.
Boję się. Moje życie zmienilo sie juz teraz. Na lepsze. Jakby ten maly stwor w brzuchu byl tym, co mialo wypelnic pustkę i zmobilizowac do poukladania swojego zycia. Caly czas pracuje. Czuje sie swietnie. Takie trochę swiete jajo i krowa. Ale to mile. Korzystam poki trwa. Mimo, ze do pracy chodze cidziennie i spotyka tam siostre jakos nabralam dystansu. To tylko dodatek. Teraz korzeniem zycia jest co innego. Dzis nie poszlam do pracy. Leżę sobie, mocze opychniete jak balony stopy w misce z zimna woda. Przytylam bardzo. Roztylam sie i nie przypominam niczym dzisiejszych mam. Objadam sie lodami, ubieram niemodnie, nie cwicze jogi. Za to duzo czytam, ogladam i jem owoce w ilosciach hurtowych. Bede miala cesarke. Tak, wybralam bycie gorsza, nie matka-polka cierpietnica. Prywatnie bo boje sie szpitali panicznie, a tam bede miala komfort. Brakuje mi pisania. Od przyszlego tg nie bede juz codzinnie chodzic do pracy. Popisze…
Jestem szczęśliwa. Poki co…
szczerze czy cesarka czy naturalny, i tak się jest tą matką polką cierpiętnicą jeśli się chce oczywiście :D, bo jeśli nie to w obu przypadkach jest ok 😉 Fajnie przeczytać że ktoś tu jest szczęśliwy! Pisz więcej.