Boję się śmierci. Przeraża mnie przemijalność i kruchość…
Bezbronne, zimne ciało, które parę chwil temu wykonywało zwykłe czynności. Twarz bez życia jeszcze kilkanaście godzin temu szeptała „kocham ” uprawiając seks. Ręce smarowały masłem kanapkę, myśli krążyły wokół problemów dużych i małych. Glowa robiła plany, gdzie zaparkować po późnym powrocie z sobotniej imprezy…
Nie będzie imprezy. Glowa juz nie myśli, ręce nie zrobią sałatki. Nie trzeba będzie szukać wolnego miejsca na parkingu.
W zamian będzie zimno. Przede wszystkim tum, których ciała rozgrzane będą powyżej 36 stopni.
To śmierć. Paniczny lęk. Widzę ją wszędzie. Czy można żyć normalnie, kiedy czujesz jej oddech na twarzy? Kiedy nie umiesz przestać myśleć o tym, co może dotyczyć nas…lub co po prostu jest jedyną pewną rzeczą na tej ziemi?
Czy ja oszalałam? Oszalalam, bo nie umiem żyć stale myślac? Bo nie potrafię przejść do porządku dziennego wiedząc o tym, o czym wie każdy?
A może oszalalam, bo nie jestem w stanie nie myśleć. Nie daję rady udawać, że przemijanie to fikcja…
Nie potrafię żyć chwilą, ktora nim policzę do 3 może się skończyć…
Witaj w klubie 😭