zbyt mocna więź z rodzicami, zbyt słaba chęć zmiany
Wiem, że moja więź z rodzicami jest zbyt silna. Jako nastolatka zamiast przyjaciół miałam ich. Kiedy farsa z podpaską była na topie, każdy o niej gadał, kiedy przezwisko przykleiło się do mnie na stałe i stanowiło powód do szeptów i tworzenia całych opowieści nie miałam nikogo prócz nich. I to był wielki błąd. Potem kiedy się zakochałam i nie umiałam o tym opowiedzieć rodzicom zaczęłam prowadzić pamiętnik. Notatnik przynosił mi ukojenie, był moją przyjaciółką, terapią, czasem chłopakiem. Spisywałam wszystko, zabijałam tym nudę samotność, dekorowałam sobie tak nudne życie. Jeden notes obejmował same fantazje. Trzymałam te wszystkie zapiski między ubraniami i naiwnie wierzyłam, że nawet jak ktoś je znajdzie przeczyta napis na przodzie i się do niego zastosuje („mój dziennik proszę nie czytać” czy coś w tym rodzaju). Jak głupia byłam uświadomiła mi moja siostra, kiedy ze swoimi koleżankami przyłapałam ja na czytaniu moich zapisków. Boże, czułam się tak cholernie upokorzona i zdradzona. Przecież to była moja własna siostra. Mimo, że nie byłyśmy specjalnie blisko nadal pozostawała kimś komu ufałam. Czy przeprosiła? Nigdy! A potem przy każdej kłótni i sporze wypominała mi to, co tam przeczytała, a co często było tak krepujące i osobiste, że nie miałabym odwagi nawet tego wymówić na głos. Ból był okropny. Setki razy zadawałam sobie pytanie czemu ludzie są tak okrutni? Czy nie mają empatii? Czy lubią krzywdzić innych? Nikt nigdy nie odpowiedział na moje pytanie.
Kiedy ostatnio siostra była u nas na obiedzie, zachowałam się naturalnie dla siebie. Nie podtrzymywałam na siłę rozmowy, nie udawałam zaciekawienia. Nie chciałam tam być. Wieczorem mój ojciec niezadowolony z mojego zachowania spytał ile jeszcze lat będę się izolować i czy kiedyś odpuszczę. ja niczego nie trzymam, to coś trzyma mnie. To nie moje zawzięcie…ja nie umiem, nie daje rady. Nie lubie mojej siostry. Odkąd pamiętam czuję się przy niej jak śmieć. Nie chcę niczego zmieniać, bo ona nie zasługuje na to, żeby się starać. A inni ludzie? Nie wiem, boję się ich. Boję się powiedzieć czegoś nieodpowiedniego, boje się zostania wyśmianą, przypięcia mi łatki osoby zbyt głupiej i zbyt nierozgarniętej. Boję się oceny mojego wyglądu. Ubieram się jak to twierdzi moja siostra jak „stara baba”. Wyglądam pewnie tez jak stara baba. Nigdy nie byłam z mężczyzną, jestem jak niedorozwinięta emocjonalnie postać z kreskówki. Nie wiem, czemu sie tak ubieram. Żeby być niewidzialna? Może kiedyś by to przeszło, ale teraz tylko chyba zwracam na siebie uwagę. Ja wiem, co jest modne a co niemodne, umiem rozróżnić rzeczy fajne od tych prostych i brzydkich. Ale nie umiem podjąć decyzji o wybraniu czegoś gustownego, bo to mogłoby sprawić, że ktoś zwróci na mnie uwagę. Skomentuje mój wygląd. narazi mnie na niepotrzebna krytykę, której boję się jak ognia.
Jaki tak naprawdę jest mój problem? Siostra drwi, że jestem „za mądra i za dużo myślę”. A ja myślę, że paraliżuje mnie strach, który pojawia się wcześniej niż moje irracjonalne zachowanie i ucieczka. Czy dla mnie jest jakaś szansa na normalne życie? Na to, że będę miała u swego boku mężczyznę? Obawiam się, że z z każdym rokiem drastycznie maleje.Potrzebuję jakiegoś impulsu, który sprawi, że moje myślenie zmieni tor. Gdzie go odnaleźć? Nie wiem, czekam więc aż on odnajdzie mnie.